Znajomy, z którym oglądałem mecz na Ciutad de Valencia, złorzeczył graczom Levante. A nie jest wcale kibicem Barcelony. Nie po to jednak pół roku czekał na Gran Derbi, by zepsuli mu je piłkarze Juana Ignacia Martineza, którym "powinny wystarczyć te wszystkie cuda, których już dokonali". Zespół z budżetem 23 mln euro (mniej niż Barcelona wydaje na Leo Messiego) bije się o miejsce w Lidze Mistrzów. I przez godzinę trzymał w szachu drużynę, przed którą w ostatnich latach drżą najwięksi rywale. "Rzeczywiście dokonaliśmy rzeczy niezwykłej, przyciskając do muru tylu geniuszy na raz" - ocenił trener Levante. Genialny ruch Barca przez ponad godzinę przegrywała nie dając znaku życia. Piłka krążyła wokół pola karnego Levante, ale gospodarze nie dopuszczali nawet do zagrożenia pod swoją bramką. Prasa w Katalonii pisze o "śmierci i zmartwychwstaniu" drużyny Pepa Guardioli. W przerwie zdesperowany trener Barcy zdjął Xaviego wystawiając Cuencę, co było gigantycznym ryzykiem, ale okazało się ruchem genialnym. Wychowanek miał udział przy obu golach Leo Messiego. Kiedy wydawało się, że w spotkaniu poprzedzającym Gran Derbi, Barca zaprzepaści wysiłek ostatnich dwóch miesięcy (10 zwycięstw), Messi trafił do siatki. Jak zawsze Argentyńczyk uratował swoją drużynę, gdy wyglądała na bezsilną i zrezygnowaną. To samo dwie godziny wcześniej zrobił Cristiano Ronaldo, kiedy do 73. minuty na Santiago Bernabeu Real remisował ze Sportingiem Gijon 1-1. "Teraz zdobycie tytułu jest trochę bardziej możliwe" - powiedział po zwycięstwie nad Levante Guardiola. Być może był to najtrudniejszy mecz jego drużyny w tym sezonie. Strata punktów w Walencji mogła rozbić jego graczy psychicznie przed dwumeczem z Chelsea o finał Champions League i sobotnim klasykiem z Realem Madryt. Gdyby "Królewscy" przybyli na Camp Nou z siedmioma punktami przewagi, ewentualna porażka miałaby dla nich wyłącznie znaczenie prestiżowe. Sprawę tytułu można by traktować, jako rozstrzygniętą już dziś. Wyrównanie osiągnięcia Toshacka Tymczasem w sobotę na Camp Nou dojdzie do wojny, której stawką jest mistrzostwo. Oczywiście w każdym przypadku Real zachowa pozycję lidera, ale komfortu pozwolenia sobie na porażkę nie ma. Nie znaczy to, że jego szanse w Gran Derbi są małe. Wynoszą koło 50 proc, Ronaldo jest w życiowej formie, na pięć kolejek przed końcem sezonu uzbierał rekordowe 41 bramek. Zespół Jose Mourinho wyrównał historyczne osiągnięcie drużyny Johna Toshacka (107 goli w sezonie) i na Camp Nou będzie miał szansę je poprawić. "Ten rekord dedykujemy wszystkim tym, którzy uważają Mourinho za trenera defensywnego" - ironizował Aitor Karanka. Leo Messi odpowiada jednak Ronaldo tym samym - 41 bramek w 33 meczach. Jest o pięć trafień od wyniku rodaka "Chiroli" Hectora Casimira Yazaldego, który w sezonie 1973-1974 zdobył dla Sportingu Lizbona 46 goli i do dziś jest najbardziej efektywnym w ligach europejskich graczem z Ameryki Łacińskiej. Każde Gran Derbi od trzech lat przedstawiane jest, jako pojedynek Ronalda z Messim, ale sobotnie może zależeć od nich jeszcze bardziej niż poprzednie. Real ma Gonzala Higuaina (21 goli w Primera Division) i Karima Benzemę (18), ale drużyna Guardioli bez bramek Messiego nie biłaby się o tytuł. Obok Argentyńczyka najlepszymi strzelcami Barcelony są Alexis i Xavi (po 10 bramek). Kolejne Gran Derbi? W ostatnich czterech latach Barca wygrywa z Realem regularnie, ale w sobotę niczego pewna być nie może. Nadchodzące 10 dni zdecydują też, czy ligowy klasyk będzie ich ostatnim starciem w tym sezonie, czy dojdzie do kolejnego w finale Champions League na Allianz Arena. Ten byłby pointą godną dwóch najlepszych drużyn na świecie. Dysktuj na blogu Darka Wołowskiego Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Primera Division