Nie mam wątpliwości, że 20-letni Austriak to narciarski fenomen, być może nawet miary Matti Nykaenena. Wiem, jak takie porównania są ryzykowne, nie możemy mieć pojęcia, co zdziałałby Fin, gdyby jego kariery nie torpedowała wódka. Poza tym skoki na nartach to dyscyplina, o której wiedza wydaje mi się niemożliwa do weryfikacji: da się przytoczyć dziesiątki argumentów, by wytłumaczyć fakt dokonany, trudno znaleźć taki, który potrafiłyby fakty uprzedzić. Mając 19 lat i 362 dni Schlierenzauer wygrał dziś już 28. konkurs Pucharu Świata, co nie daje nikomu gwarancji, że wygra następny. A jednak wszyscy wiemy, że wygra. Na Turnieju Czterech Skoczni byłem raz, trochę dlatego, by zadość uczynić pasji z dzieciństwa. Jeśli kogoś pocigał sport, w telewizji z czasów PRL, na przełomie roku, można było zobaczyć wyłącznie skoki na nartach. Siłą rzeczy wielu z nas przeżyło fascynację przemierzającymi przestworza facetami w góralskich czapkach, których normalny człowiek z nizin nie ośmieliłby się ani zrozumieć, ani naśladować. Wielka era Adama Małysza niewiele uporządkowała w mojej głowie. Od kolejnych trenerów słyszałem tylko, że przeskakuje skocznie, kiedy ma błysk, bez błysku spada tam, gdzie inni. Czy jednak za pojęciem "błysk" kryje się coś rzeczywistego, czy wyłącznie fikcja, na której opiera się ta niezwykła dyscyplina? Stojąc przy progu Belgisel, 4 stycznia 2007 roku próbowałem przyjrzeć się bliżej fenomenowi chłopców rozpędzających się do 100 km na godzinę i rzucających w przestrzeń. W Innsbrucku robi to wrażenie szczególne, skocznia sąsiaduje z cmentarzem, na którym pochowano Putzla Pepeuniga jednego z pomysłodawców Turnieju Czterech Skoczni. Oczom laika najbardziej niesamowity wydał się 17-letni Schlierenzauer - chory na astmę Austriak tworzący niezwykłą harmonię z wiatrem i nartami. Wydawało się to dość oczywiste: Gregor na Bergisel się wychował, a wtedy przybył w rodzinne strony jako lider TCS. Na treningach w imponujący sposób unosił się w powietrzu, wyglądało nawet na to, że ląduje, kiedy mu się spodoba. W konkursie pokonała go trema, i właśnie porażka u siebie w domu sprawiła, że choć był najlepszy w Oberstdorfie i Bischofshofen, starczyło mu to zaledwie do drugiego miejsca w Turnieju, w którym debiutował. Matti Nykaenen wygrał zawody Pucharu Świata 46 razy. Niecałe trzy lata temu mieliśmy uzasadnioną nadzieję, że doścignie go Adam Małysz - w marcu 2007 roku Polak uzbierał 38 zwycięstw. Od wielkich lotów w Planicy skoczek z Wisły ląduje jednak tam gdzie inni, a 40 mln Polaków oczekuje powrotu błysku dłużej niż kiedykolwiek. Może doczeka podczas igrzysk w Vancouver? Zdecydowanie bardziej realne wydaje się jednak to, że legendarnemu Nykaenenowi (indywidualnie trzy złota olimpijskie) dorówna Schlierenzauer. Los Austriaka, jak dotąd, nie psuje i nie rozpieszcza. Nie wygrał Turnieju Czterech Skoczni, nie był indywidualnie mistrzem świata (tylko w lotach). Nie ma porównania z Simonem Ammannem, który ledwie pojawił się na skoczniach, już miał dwa złota olimpijskie. Gregor ma jeszcze do zdobycia bardzo wiele. Dzisiejszy triumf na Bergisel jest dowodem, że się hartuje i rozwija, ale przed ostatnim konkursem w Bischofshofen traci do Andreasa Koflera 14,6 pkt. Być może więc czwarty raz z rzędu o zwycięstwo w Turnieju zaledwie się otrze. Jeśli sportowe legendy muszą rodzić się w bólach, Gregor wydaje się kandydatem idealnym.się kandydatem idealnym. DYSKUTUJ NA BLOGU DARKA WOŁOWSKIEGO O SKOKACH NARCIARSKICH I LIDZE HISZPAŃSKIEJ CZYTAJ TAKŻE: Schlierenzauer: Brak mi słów "Schlieri" najlepszy. Małysz 7.