Zdjęcie Messiego na kolanach, z twarzą ukrytą w dłoniach, po kolejnej akcji, w której na bohatera wyrósł Andres Palop, będzie dla drużyny Pepa Guardioli symboliczne na zawsze. Trwający półtora roku zwycięski marsz skończył się wczoraj na Sanchez Pizjuan. Niezwyciężony trener Barcy poznał wreszcie ból porażki. Nie było mowy o lekceważeniu, przed rewanżem 1/8 finału Pucharu Króla Pep zrobił, co mógł, Sevilla okazała się jednak za mocna, by katalońskie gwiazdy dały radę naprawić błędy swoje i trenera. "Czuję, że zawiodłem tę drużynę" - słowa Guardioli wypowiedziane po zwycięskim, przegranym meczu oddają całą jego frustrację. Trener Barcy podkreśla oczywistość, iż Messi, Ibrahimovic, Iniesta, Xavi, Puyol, Pique, Alves i reszta to zbyt duży potencjał ludzki, by kończyć przygodę z Pucharem Króla na 1/8 finału. Wziął na siebie odpowiedzialność nawet za zmarnowane stuprocentowe sytuacje, kiedy wybitni piłkarze nie potrafili posłać piłki do siatki z kilku metrów (Ibrahimovic). Prawda jest jednak taka, że zdecydowanie większy żal niż za rewanż, można było mieć do trenera Barcy po spotkaniu na Camp Nou, kiedy posłał przeciw Sevilli: Pinto, Thiago, Krkica, Maxwella, Milito, Czyhryńskiego, Marqueza, jako defensywnego pomocnika i Pedro. Kilku z nich to oczywiście świetni gracze, ale w sumie stworzyli coś w rodzaju drużyny rezerw. Głód tytułów oszukał tym razem młodego wilka, który poczuł, że na tonącego w kłopotach rywala z Sewilli, to wystarczy. Porażka 1:2 na Camp Nou okazała się już nie do odrobienia. Przed rokiem trener Barcy popadł w konflikt ze specjalistą od przygotowania fizycznego, kiedy badania wykazały, że powinno się zrezygnować z jednego z trzech trofeów, by nie zamęczyć i nie narazić na kontuzje podstawowych graczy. Spragniony sukcesów, zaczynający karierę trenera Guardiola odrzucił wtedy te sugestie i potrójna korona znalazła się w Barcelonie. Teraz drużyna odpocznie, powtórki nie będzie już na pewno. Puchar Króla to pierwsza korona, którą oddaje Barcelona po niewiarygodnym roku 2009. Nie jest to trofeum pierwszorzędne, ale patos w hiszpańskich mediach wskazuje, że jednak stało się coś niezwykłego. Przeżywający ostatnio trudny czas prezes Sevilli Jose Maria del Nido nie ma wątpliwości - jego piłkarze wyeliminowali najlepszą drużynę w dziejach piłki. "Marca" dała tytuł na całą stronę informujący, że wielu niewiarygodnych zwycięstwach, mistrz musiał w końcu ugiąć kolana. "El Pais" jest zdania, iż na Sanchez Pizjuan to geniusz Barcelony uczynił Sevillę wielką. Ukazujące się w Katalonii "El Mundo Deportivo" daje nawet tytuł: "Brawo Barca" podkreślając, że choć drużyna przegrała, nie zhańbiła ani swojego charakteru, ani stylu ("nawet ich porażkę oglądało się z zapartym tchem"). Pep Guardiola twierdzi, że czuł tę porażkę w kościach. Żegnając niewiarygodny rok 2009, dramatycznym meczem z Estudiantes o klubowe mistrzostwo świata, uratowanym w 89. min, a potem wygranym w dogrywce, zaczął oswajać siebie i fanów z oczywistością, iż ten szczęśliwy sen nie może trwać w nieskończoność. Rzecz jasna nie chciał przegrać już 13 stycznia. Na otarcie łez zostaje mu jednak doświadczenie. Młody trener Barcy kilka razy podkreślał, że nie ma lepszego impulsu w sporcie niż porażka ("po niej zespół jest zawsze silniejszy"). Być może zrozumie, czego nie rozbić, by mieć szansę obronić inne trofea. Pozostało ich jeszcze pięć? DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU CZYTAJ TAKŻE Barca wygrała, ale odpadła z Pucharu Króla. Awans Sevilli