Są turnieje, jak piłkarskie mistrzostwa świata, które wygrywa się za wszelką cenę. Nawet najgorszy poziom pomieszany z sędziowskimi skandalami w Korei nie przyniósł ujmy zwycięskiej drużynie z Ronaldinho, Ronaldo i Rivaldo. Pewnie sami Brazylijczycy woleliby wygrać w lepszym stylu, ale Puchar Świata wynagrodził im wszystko. Puchar Konfederacji jest na biegunie przeciwnym. Sztuczny twór służący napełnianiu kasy FIFA potrzebuje zdarzeń spektakularnych, by zawładnąć sercami kibiców, choć na chwilę. W RPA większe wrażenie robią wiadomości o kolejnych ofiarach grabieży, niż to, co się dzieje na boisku. "Na szczęście to tylko Puchar Konfederacji" - powiedział Fabio Cannavaro po blamażu mistrzów świata i to najlepiej oddaje, czym jest toczący się właśnie turniej. Nie wyobrażam sobie, by do poważnej fazy MŚ, ktoś awansował w stylu takim jak Amerykanie (przegrali z Brazylią i Włochami tracąc po trzy gole, uratował ich jednak triumf nad Egiptem). Jaki jest Puchar Konfederacji każdy widzi, zmęczeni sezonem gwiazdorzy nie zawsze wiedzą, o co grają i czy im się w ogóle chce. Temperatura osiągnie drugie ekstremum dopiero za 12 miesięcy. Czy coś mogłoby jednak uratować dla nas, choć odrobinę emocji? Żeby to sobie uświadomić wyobraźmy sobie finał USA - RPA, albo nawet USA - Brazylia, czy w końcu Hiszpania - RPA. To by dopiero były nudy. Rzecz jasna ci, których Puchar Konfederacji jeszcze nie zamęczył marzą o meczu Hiszpania - Brazylia. On jest potrzebny Pucharowi Konfederacji trzy razy bardziej niż hitowe starcie Manchester - Barcelona Lidze Mistrzów. Dlatego Hiszpanie, którzy grają dziś półfinał z USA, otwarcie przyznają, że jutro w starciu Brazylii z gospodarzami będą kibicowali silniejszemu. Tylko finałowy triumf nad "Canarinhos" może coś dać hiszpańskiej piłce. Brazylijczycy też zdają sobie sprawę, że pokonanie Hiszpanii przyniesie im znacznie więcej, niż kolejny łatwy triumf w tym trzeciorzędnym turnieju. Fani mieliby okazję się przekonać, czy piękniej gra "Brazylia oryginalna", czy "Brazylia europejska", a FIFA odtrąbić swój kolejny propagandowy sukces. Vicente del Bosque trzyma więc kciuki za Carlosa Dungę, a Carlos Dunga za Vicente del Bosque, bo tylko finał Brazylia - Hiszpania może sprawić, by cały ten przedmundialowy rekonesans w RPA nie stracił sensu. DYSKUTUJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU!