<a href="http://wyniki.interia.pl/rozgrywki-L-hiszpania-primera-division,cid,658,sort,I">Tabela, wyniki i strzelcy Primera Division - Liga hiszpańska bez tajemnic!</a> "Alternatywy 4" - tytuł polskiego serialu idealnie oddawał sytuację w lidze hiszpańskiej. Po sezonie bezdyskusyjnej hegemonii pary kolosów, kraj nowych mistrzów świata w panice poszukiwał dla nich alternatyw. Pierwszą zdawała się być Valencia, która fenomenalnie weszła w sezon, ale po kilku tygodniach straciła impet. Zawodzi Sevilla, bez goli Diego Forlana (przełamał się dopiero w sobotę) w kłopoty popadło Atletico przed tygodniem bezdyskusyjnie przegrywając kolejne derby Madrytu. Tym, którzy nie chcieli znosić nudy "ligi dwojga" pozostała "Żółta Łódź Podwodna". Wczorajszy mecz Barcy z Villarrealem miał dać odpowiedź na pytanie: jak mocna jest ostatnia alternatywa? Goście zdawali się znać formułę na wyjazdowe mecze z Katalończykami - w dwa lata pracy w Primera Division Pep Guardiola nie poznał smaku zwycięstwa nad nimi na Camp Nou. Trener, który cztery razy pokonał Real, którego drużyna u siebie regularnie masakrowała Sevillę, Atletico i Valencię, bardzo długo czekał na radość po zwycięstwie nad "Zółtą Łodzią Podwodną". W pierwszym sezonie pracy Guardioli Villarreal podniósł się ze stanu 1-3, gdy na trybunach Camp Nou trwała już fiesta z okazji mistrzostwa kraju. Goście potrafili ją zepsuć dwoma golami. Przed rokiem też przegrywali 0-1, a jednak stali się jedynym zespołem w Primera Division, który potrafił wywieźć punkt z twierdzy mistrza Hiszpanii. Wczoraj ta seria została przerwana, Villarreal zagrał jednak na Camp Nou kolejne świetne spotkanie. "Są klejnotem naszej ligi" - skomentował trener Barcelony. Najlepszy mecz w tym sezonie Primera Division był fatalnie sędziowany. Arbiter anulował prawidłowo zdobytą bramkę Katalończyków na 2-0, a potem uznał gola Leo Messiego na 3-1, kiedy Argentyńczyk był na spalonym. Długo wyglądało na to, że Messi zaliczy wczoraj jeden z najsłabszych występów w tym roku - zginął gdzieś na boisku wyłączony z gry przez znakomitą obronę Villarrealu. Przypomniał jednak o sobie golem, który był dziełem sztuki (z prawej nogi). Trafił do siatki w chwili, gdy David Villa, Iniesta i Xavi stawali się coraz bardziej bezradni. Wydaje się jednak, że w meczach z drużynami o najwyższej klasie organizacji gry, Katalończycy mają coraz większe kłopoty. Kiedyś byli dla rywali za szybcy i nieprzewidywalni - dziś spod wszelkiej kontroli wymyka się tylko jeden zawodnik Barcelony. Gdyby Villarreal miał Messiego, wygrałby na Camp Nou 3-1. Ale Messiego ma Barcelona, więc punkty zostały w Katalonii. Aby zwyciężyć trzeba było zagrać o klasę lepiej niż z Valencią, Sevillą i Atletico. Od wczoraj drużyna Guardioli ma jednak na rozkładzie wszystkie cztery "alternatywy" Primera Division. Villarreal przegrał, ale udowodnił sobie, że w rywalizacji z dwójką kolosów nie jest bez szans. Gdyby popatrzeć na sposób gry, to goście mogli opuszczać Camp Nou nawet z optymizmem. Czy potrafią jednak postawić się Realowi Madryt? W ostatnich latach tego akurat nie umieli. Messi zdobywał gole w siedmiu kolejnych meczach (najlepsza seria w karierze) - w klasyfikacji najskuteczniejszych ligi goni Cristiano Ronaldo. Przed Gran Derbi pozostały mu już tylko pojedynki z Almerią i Panathinaikosem w Lidze Mistrzów. 29 listopada będzie miał szansę na przełamie kolejnej bariery - nigdy dotąd nie zdobył bramki w meczu z drużynami prowadzonymi przez Jose Mourinho. <a href="http://dariuszwolowski.blog.interia.pl/">Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu!</a>