"Manchester między szacunkiem, a chęcią rewanżu" - pisze o tegorocznym finale Champions League na Wembley kataloński dziennik "Sport". Rzeczywiście dwa lata temu w Rzymie Aleks Ferguson i jego drużyna będąca o krok od obrony trofeum, co w erze Champions League nie udało się nikomu, otrzymała lekcję pokory od katalońskich maluchów. Poza pierwszym kwadransem, w którym Manchester ruszył z furią, a Cristiano Ronaldo oddał kilka potężnych strzałów na bramkę Victora Valdesa, Xavi, Messi i Iniesta bezdyskusyjnie dominowali. 28 maja w Londynie role się odwrócą. Więcej szans przyznaje się dziś Katalończykom, Manchester jest jednak żądny rewanżu, a to będzie jego wielką siłą. W ostatnim przypadku, kiedy te same kluby dotarły do finału Champions League, piłkarska zemsta się dokonała. Milan, który przegrał z Liverpoolem w 2005 roku w Stambule najbardziej dramatyczny finał w historii rozgrywek, dwa lata później w Atenach wziął rewanż. Czy to samo uda się Manchesterowi? Zapytany czy cieszy się na ponowną grę z Barceloną Aleks Ferguson odpowiada, że zdecydowanie wolałby w finale szkocki Brechin City. Poważnie dodaje jednak, że już na starcie tej edycji Ligi Mistrzów spodziewał się Katalończyków na Wembley. Tego samego spodziewał się Eric Abidal, najpopularniejszy ostatnio gracz Barcelony. Kiedy w listopadzie był na Wembley przy okazji towarzyskiego spotkania Anglia - Francja napisał na jednej z tablic w szatni, że wróci tam w maju na finał Champions League. Jego marzenia mogła storpedować tragedia - wykryto u niego nowotwór wątroby. 17 marca przeszedł operację i wydawało się, że czeka go raczej walka o życie, niż o powrót na boisko. Już 18 dni później był jednak na treningu Barcelony, a dwa dni temu w rewanżu półfinału Ligi Mistrzów z Realem Madryt zmienił Carlesa Puyola w 90. min. Odkąd Abidal jest chory otrzymał na swojego twittera 700 tys informacji ze wsparciem. W ankietach prasy katalońskiej kibice Barcy podkreślają, że powrót Francuza do gry, był dla nich ważniejszy niż pokonanie Realu Madryt i awans do finału na Wembley. Na powrót do pełni sprawności Abidal ma 24 dni. Wystarczy? "Wystarczą mi 22, bo taki numer noszę na koszulce" - odpowiada. Dziś wygląda na to, że obaj trenerzy będą mogli wystawić na Wembley najsilniejsze składy. Finał zapowiada się wręcz fascynująco. Dla podgrzania atmosfery Aleks Ferguson ogłosił, że zwróci się o radę do Jose Mourinho. "Rozmawiamy ze sobą często, jego sugestie o Barcy będą dla mnie bezcenne" - powiedział Szkot. Wiadomo, że trener Realu to w Katalonii wróg publiczny nr 1. Nikt nie napsuł tyle krwi Pepowi, Guardioli co on. Przed rokiem wyeliminował Katalończyków z Interem w półfinale Ligi Mistrzów, niedawno już z Realem pokonał Barcę w finale Pucharu Króla. Tyle, że zawsze wiązało się to z obraniem bardzo defensywnej taktyki. Czy tak samo chce zagrać Manchester United? Jeszcze przed półfinałami Real - Barcelona Wayne Rooney przesłał życzenia powodzenia Gerardowi Pique. W prasie ogłosił jednak, że stawia na zespół z Madrytu. Pomylił się, znów trzeba rywalizować z Barceloną. Taki skład finału nie jest z pewnością nielogiczny, bo obaj rywale to w ostatnich latach najbardziej utytułowane zespoły w Europie. Manchester dotarł do finału trzeci raz w ostatnich czterech sezonach, Barca jest w nim trzeci raz w ostatnich pięciu. Zespół Guardioli ma już do finału Champions League w zasadzie wolne. Osiem punktów przewagi nad Realem na cztery kolejki przed końcem Primera Division rozstrzyga właściwie kwestię tytułu mistrza Hiszpanii. Tymczasem Manchester w niedzielę podejmuje na Old Trafford Chelsea w boju, który ma zdecydować o wygraniu Premier League. Drużyna Fergusona wyprzedza londyńczyków o trzy pkt i gdyby przegrała, mogłaby stracić tytuł. W tym sezonie na Stamford Bridge zwyciężyła Chelsea, ale w ćwierćfinale Ligi Mistrzów dwa razy lepszy był United. Od poniedziałku dla obu finalistów może istnieć już tylko mecz na Wembley. Komfort przygotowań byłby, więc bardzo duży. Obie strony wypowiadają się na swój temat z szacunkiem. "Rooney jest tak dobry, że mógłby grać nawet w Barcelonie, a Paul Scholes myśli na boisku jak Hiszpan, a nie Anglik" - mówił niedawno Xavi Hernandez w angielskiej prasie. W słowach pomocnika Barcelony doszukano się nawet pychy. Guardiola jej nie dostrzega. Skromność jest według niego największą siłą drużyny, której piłkarze w ostatnich dwóch latach zdominowali plebiscyt "Złota Piłka". Wyjazd na Wembley to dla Fergusona sprawa codzienna. Ostatnio Manchester grał tam półfinał Pucharu Anglii z Manchesterem City. To była jak dotąd najbardziej bolesna porażka drużyny Szkota w tym sezonie. 28 maja okazja do rewanżu będzie, więc podwójna. Dla Guardioli wyprawa na legendarny stadion powinna być podróżą sentymentalną. W 1992 roku, jako piłkarz zwyciężył tam w finale z Sampdorią 1-0. Barca zdobyła wtedy swój pierwszy Puchar Europy. Dziś ma trzy takie trofea, tak jak Manchester. Ferguson wygrywał jednak Champions League dwa razy, czego nie dokonał dotąd żaden trener Barcelony. Pep może być pierwszy. Trener Barcy w sentymenty bawić się nie chce. Przypomina, że Wembley jest dziś zupełnie inne niż 19 lat temu. Wtedy liczył schody, po których wbiegał, by odebrać trofeum, dziś po przebudowie nie pozna nawet tamtego miejsca. Bez zmian pozostanie właściwie tylko jedno. Pragnienie zwycięstwa. Ono jest jednak takie samo, czy ma się 40 lat jak Katalończyk, czy 70 jak Szkot. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu