Starcie najbogatszego klubu Premier League z najbiedniejszym miało w sobie coś symbolicznego. Przez godzinę skromni przybysze z walijskiej Swansea udowadniali fanom z Etihad Stadium, że setki milionów wydawane przez szejka Mansoura na pensje i transfery, to tak samo dobre zajęcie, jak wyrzucanie pieniędzy w błoto. Beniaminek ochrzczony dowcipnie "Swansealoną", ze względu na umiejętność utrzymania się przy piłce, potrafił odebrać inicjatywę drużynie szykującej się do podboju Champions League. Gol zdobyty przez Edina Dżeko w 59. min był w jakimś stopniu przypadkowy, nieprzypadkowy był jednak rajd Davida Silvy, który do niego doprowadził. Hiszpan to wśród drogich, ale topornych graczy Manchesteru City autentyczny artysta, tyle, że jego wpływ na najdroższą drużynę Premiership bywał zazwyczaj dość ograniczony. Jedynym graczem w City rozumiejącym geniusz Silvy jest Yaya Toure, sprowadzony z Barcelony defensywny pomocnik, który choć wygląda jak góra muskułów, potrafi stopami wiązać krawaty. Bez tych dwóch piłkarzy Manchester City mógłby uchodzić za zgraję osiłków, których jedynym pomysłem na wygrywanie, jest zabieganie przeciwników. Po godzinie gry na boisku pojawił się jednak Kun Aguero. I nagle stał się cud. Mały Hiszpan natychmiast odnalazł w malutkim Argentyńczyku brata duchowego, w 22 minuty rozegrali kilka akcji, jakich fani na Etihad Stadium jeszcze nie widzieli. Aguero zdobył dwa gole i miał asystę przy bramce Silvy, co wystarczyło mu do tytułu MVP pierwszej kolejki Premiership. Kibice "The Citizens" nie mogą się doczekać kolejnego meczu, otrzymali bowiem "obietnicę", że magia futbolowa w Manchesterze nie będzie się już ograniczała wyłącznie do Old Trafford. "Kun" to nie jest piłkarz tani, najdroższy w klubie, szejkowie z City wydali na niego aż 45 mln euro, ale w pół godziny zrobił więcej, niż w pół roku Andry Carroll sprowadzony do Liverpoolu za podobną cenę. Mania wydawania dziesiątków milionów euro na graczy wysokich i silnych jest w lidze angielskiej rodzajem atawizmu. Nie ulega mu Alex Ferguson, dlatego jego United jest od dwóch dekad bezdyskusyjnie najlepszy. Szkot rozumie, że nawet, jeśli futbol jest wojną, to przede wszystkim liczy się w niej strategia i technika, a dopiero potem mięśnie. Tymczasem nowi właściciele Liverpoolu wydali na transfery 100 mln funtów, za które sprowadzili kilku wojowników i zaledwie jednego gracza, który myśli (Luis Suarez). Dlatego, według mnie, "The Reds" znów nie będą się liczyć w walce o mistrzostwo. Wybór między techniką i siłą to także dylemat polski. Pamiętam światły zakaz jednego z najbardziej znanych trenerów Legii Warszawa, by nie sprowadzać mu do klubu piłkarzy o wzroście mniejszym niż 180 cm. Futbol widział, jako grę kilogramów z centymetrami, więc z polskiego zaścianka wyszedł i w polskim zaścianku skończył. Ostatnio pogląd ten ośmiesza Hiszpania i Barcelona, gdzie nawet stoper może mierzyć 178 cm (Carles Puyol). Nie mówiąc o jedynym obrońcy, który w ostatnich latach zdobył "Złotą Piłkę" - Włoch Fabio Cannavaro ma 175 cm wzrostu. Skutki skłonności polskich szkoleniowców, by braki techniczne nadrabiać bieganiną, widzimy dziś na boiskach Ekstraklasy. Większość czołowych klubów z Wisłą, Lechem i Legią stoi graczami z zagranicy. Tymczasem małych tytanów, którzy szybciej myślą niż biegają, takich jak Silva, czy Aguero, możemy podziwiać w telewizji pocieszając się faktem, że nawet w ojczyźnie futbolu nie wszyscy dostrzegają w nich geniuszy. Premier League: Wyniki, tabela, strzelcy i statystki ligi angielskiej - Kliknij! Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu Zobacz gole z meczu Manchester City - Swansea: