Łatwiej wygrać czy obronić tytuł? Zdecydowanie trudniej jest obronić tytuł. Mówiło się, że to gracze Master Pharm Rugby Łódź mają więcej argumentów. Jak Wy na to patrzyliście? My byliśmy pewni tego, że wygramy ten mecz. To, że nikt na nas nie stawiał, trochę nam pomogło, bo nie było dużej presji. Chcieliśmy udowodnić, że obronimy ten tytuł. Cieszę się, że udało się pokazać całe rugbowej Polsce, że to Ogniwo jest mistrzem. Co zadecydowało o Waszym zwycięstwie? Nasza gra defensywna. W 10. minucie, kiedy Łódź rzuciła się do ataku, nasi rywale dostali trzy-cztery kontrujące szarże, które ich cofnęły. Myślę, że to było dla nich dużym zaskoczeniem, że nadziali się na tak mocną, zdeterminowaną obronę i to było kluczem do zwycięstwa. Analizując ten mecz, tak naprawdę przez większość czasu się broniliśmy i w tym aspekcie pokazaliśmy charakter. Przed spotkaniami o medale mówiło się, że starcie o trzecie miejsce będzie pojedynkiem dwóch efektownie grających drużyn, a finał tych prezentujących wyrachowany, zachowawczy styl. Zgadza się Pan z tym? Finał zawsze rządzi się swoimi prawami. To jeden mecz, w dużej mierze zależny od dyspozycji dnia. My popełniliśmy mniej błędów. Wiadomo, że dobrze, kiedy finał jest efektownym widowiskiem, ale kiedy jest to brzydki mecz, trudno. Dla nas najważniejsze, że mistrz jest w Sopocie! To kolejny finał w pańskiej karierze i ponownie Pana zagrania decydowały o wyniku. Lubi Pan takie mecze? Tak, oczywiście że lubię! Presja pcha mnie do przodu. Jednak jak mantrę będę powtarzał, że te wszystkie kopy to zasługa całej drużyny. Ciężka praca moich kolegów, którzy spowodowali, że przeciwnik popełnił błąd, a sędzia podyktował rzut karny. Ja jestem tylko egzekutorem. Staram się dobrze wykonywać swoją pracę, ale gratulacje należą się całej drużynie. Wojciech Piotrowicz był bohaterem finału? Ogniwo Sopot było bohaterem! Ja nie czuje się bohaterem. Wygrywa cała drużyna, przegrywa też. Cieszę się, że mogłem dołożyć do tego swoją cegiełkę. Dla Was był to szczególny mecz, bo karierę kończył Marcin Wilczuk. Było huczne pożegnanie? Przyjdzie na to czas. Mam nadzieję, że Marcin definitywnie nie zawiesił jeszcze butów na kołku. Jeśli to zrobi, na pewno nastąpi oficjalne pożegnanie. Wygraliśmy też dla niego. To zaszczyt grać z taką osobą jak on. To legenda sopockiego i polskiego rugby. Fajnie było spędzić z nim te kilka lat na boisku. Mam nadzieję, że jeszcze zagra jakiś mecz, a jeżeli nie, to na pewno będzie huczne pożegnanie. Kiedy dostał żółtą kartkę i graliście w osłabieniu pojawiły się obawy o wynik? Obawy były, ale to Marcin. Jemu wszystko się wybacza. Jest tak dobrym, fajnym człowiek, że nikt o tym nie myślał. To jeszcze bardziej nas zdeterminowało, żeby obronić tytuł. Co dalej z Ogniwem? Są już plany na kolejny sezon? Na razie o tym nie rozmawialiśmy. Po ciężkim sezonie musimy odpocząć od rugby, pobyć z rodzinami, odpocząć i zregenerować się. Za dwa tygodnie wracamy do treningów i wtedy wszystko się wyjaśni. Na razie cieszymy się wygraną i nie myślimy o niczym więcej. Zabrakło Pana w szerokiej kadrze, którą na zgrupowanie powołał Chris Hitt. Co się stało? Powołanie było, ale z powodów prywatnych nie mogłem przyjechać na zgrupowanie. Trener się ze mną kontaktował, pytał, czy będę mógł się stawić, ale w tym terminie nie dostanę urlopu w pracy. Mam jednak nadzieję, że na kolejne zgrupowania już będę mógł dotrzeć.