"Wspólna strategia wobec wojny. Czy międzynarodowe środowisko sportowe powinno stworzyć spójne zasady postępowania z agresorami?" To temat panelu, w którym udział wzięli Kamil Bortniczuk - minister sportu i turystyki, Michał Sikora, prezes Polskiego Związku Motorowego, Henryk Szczepański, prezes Związku Piłki Nożnej w Polsce, Mirosław Skrzypczyński, prezes Polskiego Związku Tenisowego, a także Michał Banasiak z Instytutu Nowej Europy, autor analiz, komentarzy i wywiadów z zakresu dyplomacji sportowej i polityki międzynarodowej. Panel prowadził Sebastian Staszewski, dziennikarz Interii. Dyskutowali na temat solidarności międzynarodowej w obliczu wojny na Ukrainie. Jak sport przyczynia się do postrzegania agresji Rosji na Ukrainę? Jak powinny wyglądać strategiczne punkty jednolitej międzynarodowej strategii postępowania wobec agresji Rosji? Kamil Bortniczuk: "To forma odpowiedzialności zbiorowej, ale nie ma wyjścia" Minister Kamil Bortniczuk zawsze prezentuje w tym względzie nieprzejednane stanowisko. - Domagamy się daleko idących sankcji. Rosja nie powinna w ogóle funkcjonować w świecie sportu zawodowego. Uważamy, że powinna być - jako członek MKOl - co najmniej zawieszona - uważa minister. Podkreślał przy tym, że do Rosji nie powinno się sprzedawać sygnałów telewizyjnych - po żeby rosyjscy obywatele nie mogli oglądać choćby meczów Ligi Mistrzów. - To pewna forma odpowiedzialności zbiorowej, ale jeśli rozmawiamy o tak ważnych kwestiach jak życie ludzkie to widocznie nie ma innego wyjścia. Społeczeństwo rosyjskie nie przeciwstawia się generalnie tym działaniom - zauważa Bortniczuk. CZYTAJ TAKŻE: Ukraiński wiceminister sportu: "Sportowe sankcje na Rosję powinny być rozszerzane" - Zaproponowaliśmy wspólnie z Brytyjczykami nowe rozwiązanie czyli analizę zachowania każdego rosyjskiego sportowca, który chce występować poza granicami własnego kraju. Jeśli jest w stanie skrytykować agresję Rosję to jego start byłby - oczywiście nie jako reprezentanta Rosji - dopuszczalny. Wtedy grałby przecież w naszej orkiestrze, mógłby dołożyć cegiełkę do walki by rosyjskie społeczeństwo otwarło oczy - podkreśla minister. Mirosław Skrzypczyński: "W świecie tenisa jest duży wpływ rosyjskiego pieniądza" Tymczasem Polski Związek Tenisowy razem z czeskim jako pierwszy wystąpił z apelem do władz światowego tenisa aby wykluczyć Rosjan i Białorusinów, również z rozgrywek najmłodszych. - Zdecydowano się na głosowania, ostatecznie w Europie polegliśmy jednym głosem. Na świecie było jeszcze gorzej... Okazało się, że światem rządzi pieniądz, który oślepia wielu działaczy zarządzających sportem zawodowym. Jest duży wpływ pieniądza rosyjskiego na rynku. ATP i WTA są organizacjami prywatnymi, do których zgłaszają się sportowcy indywidualnie, a nie związki. W takim wypadku wpływ związków na decyzje prywatnych związków są ograniczone. Większości Rosjan w tenisie nie przeszkadza ta wojna, czy - jak oni mówią - "operacja wojskowa" - mówi z żalem w głosie prezes Mirosław Skrzypczyński. Michał Sikora, prezes Polskiego Związku Motorowego zauważa dwa podejścia w sporcie samochodowym.- Federacja żużlowa podkreśliła, że nie akceptuje startów Rosjan, także w motocrossie. Z kolei federacja samochodowa podjęła decyzję, że pozwala na start pod flagą, ale po podpisaniu oświadczenia, że sportowiec potępia tę agresję. Bardzo niewielu zawodników zdecydowało się na ten krok - mówił Sikora. Rosjanie w hotelu, obsługa z Ukrainy Związek Piłki Ręcznej w Polsce ma zupełnie inne doświadczenia. Prezes Henryk Szczepański: - Byliśmy akurat przed meczem z Rosją w eliminacjach mistrzostw Europy. Proszę sobie wyobrazić, że przyjeżdżają do hotelu, a tam 80 procent personelu to Ukraińcy. Sugerowano, że jeśli odmówimy gry - dostaniemy walkowera. Minister zwołał naradę czterech związków, które miały ważne zawody. Napisaliśmy, że nie zagramy, federacja nie odpowiedziała. Dopiero po bardzo zdecydowanym piśmie związku do prezesa Michaela Wiederera temat agresji został zauważony. Ostatecznie mecz Polska - Rosja w piłce ręcznej w Koszalinie został odwołany. Europejska federacja przełożyła go bezterminowo. Rosjanie i Białorusini zostali wykluczeni z rozgrywek międzynarodowych. Z kolei w polskiej lidze w momencie wybuchu wojny grało 27 Rosjan i Białorusinów w różnych ligach. - Co zrobić w sytuacji gdy najsilniejsze zespoły z Kielc i Płocka budują markę i mają właśnie zawodników stamtąd. Zdecydowaliśmy, że to zbyt duże straty wizerunkowe. Oni są zagrożeni więzieniem, jeśli stwierdzą, że są przeciw wojnie. Oni oświadczyli, że chcą grać i żyć w Polsce. Podjęliśmy więc decyzję, że mogą grać w polskich klubach - powiedział Szczepański.