Polacy wracają na mistrzostwa Europy po 10 latach przerwy. W 1997 roku, również na hiszpańskich parkietach, zajęli bardzo dobre siódme miejsce. Teraz o podobny rezultat będzie niezwykle trudno. W ostatnich tygodniach ekipę trenera Andrieja Urlepa przetrzebiła plaga kontuzji, a losowanie przydzieliło naszym koszykarzom bardzo wymagających rywali. W pierwszym dniu mistrzostw (poniedziałek, godz.19) Polacy zmierzą się z jednym z faworytów turnieju, reprezentacją Francji, której grą dyryguje MVP ostatnich finałów NBA, Tony Parker. - Francuzi mogą podejść do meczu z nami zbyt pewni siebie. Coś mi mówi, że wygramy ten mecz - twierdzi prezes Ludwiczuk. Według sternika PZKosz zbyt duża pewność siebie może zgubić w meczu z nami także reprezentację Włoch. Z ekipą z Półwyspu Apenińskiego zmierzymy się na zakończenie rozgrywek grupy D (środa, 21.30), dzień wcześniej naszymi rywalami będą Słoweńcy (wtorek, godz. 21.30). - Dla nas każdy z tych rywali jest bardzo silny. Czekają nas mecze wielkiej walki, ale myślę, że stać nas na sprawienie niespodzianki - dodaje pełen optymizmu prezes Polskiego Związku Koszykówki. Nadziei na dobry rezultat upatruje w szczęśliwym dla polskiego sportu miejscu, w którym reprezentacja koszykarzy rozegra mecze grupowe. - Przecież w Alicante nasi piłkarze wywalczyli przed laty trzecie miejsce na mistrzostwach świata - przypomina. Dariusz Jaroń, INTERIA.PL