- W godzinach szczytu nie będziemy w stanie w ogóle pracować. Podczas, gdy dotąd nasi kierowcy, aby dostać się np. do Birmingham, wyjeżdżali w południe, to w czasie olimpiady będą musieli wyruszyć już o 5 rano. Z powodu utrudnień prawdopodobnie stracimy 50-60 proc. obrotów. To będzie nasza spuścizna po igrzyskach - skarżył się właściciel małej firmy transportowej Graham Phelps. - Jeśli pojawią się jeszcze policyjne punkty kontrolne, to zrobi się ogromny zator. Jestem niemal pewien, że połowa klientów zrezygnuje z wizyty u nas - przewidywał Kevin Farley z hurtowni meblarskiej Pennywise Furniture. Na negatywne skutki ograniczeń w parkowaniu oraz zamknięcia części ulic narzekają także przedstawiciele branży cateringowej. Biznesmenów frustruje także fakt, że nieznane są wciąż szczegóły ustaleń lokalnych władz odnośnie planowanych utrudnień. - Część osób nie chce korzystać z naszych usług w czasie igrzysk, ponieważ nie potrafimy powiedzieć im, jak będzie wyglądała wówczas sytuacja - powiedział dyrektor ds. marketingu Essex Flour and Grain Michael Spinks. Komitet organizacyjny igrzysk zapewnił na spotkaniu z przedstawicielami firm, że utrudnienia, z jakimi przyjdzie im się zmierzyć, będą minimalne. - Naszym priorytetem jest, aby mieszkańcy i właściciele przedsiębiorstw znajdujących się na naszym terenie dostrzegli korzyści płynące z igrzysk - dodał rzecznik prasowy Rady Gminy Hackney. Zapewnienia te nie przekonują biznesmenów. - Rozmawiałem z przedstawicielami firm sąsiadujących z moją i nikt nie spodziewa się zysków w trakcie olimpiady. Igrzyska mają ożywić nasz rejon, ale wszystkim, czego możemy się spodziewać są straty tutejszych firm. Niektóre mogą tego nie przetrwać - zaznaczył Phelps.