Wisła Kraków - Skonto Ryga: Tutaj prowadziliśmy relację LIVE. Kliknij! Awans mistrzów Polski w starciu z najlepszą drużyną Łotwy jest sprawą bezdyskusyjną. Wisła była drużyną dojrzalszą, lepiej rozgrywała piłkę, miała także większe indywidualności. Zdarzały się jej jednak olbrzymie przestoje, w trakcie których nie była w stanie zaatakować. Na takie drzemki w starciu z Bułgarami "Biała Gwiazda" pozwolić sobie nie może, bo marzenie o Lidze Mistrzów zostanie przerwane. W I połowie spotkania ze Skonto Wisła rozgrywała piłkę w dosyć jednostajnym tempie. Za mało było typowo oskrzydlających akcji, które są najlepszą bronią na skomasowaną defensywę, jaką zastosowało Skonto. Właśnie po pierwszym oskrzydlającym wejściu Michaela Lameya, mistrzowie Polski mieli pierwszą stuprocentową sytuację, ale Cwetan Genkow uderzył niecelnie z 13 m. Najwięcej zamętu w szeregach Łotyszy siali jednak: żywe srebro Maor Melikson i Ivica Iliev, który wyrasta na największe wzmocnienie z letniego okresu transferowego. Po upływie 35 minut nawet temu duetowi zabrakło pomysłu, a może i energii. Wisła musiała liczyć na przypadkowe akcje, jak długie podanie Lameya na drugi słupek do Patryka Małeckiego, który źle głową zaatakował piłkę i zamiast bramki mieliśmy aut bramkowy. Inna rzecz, że sformułowanie "musiała liczyć" w stosunku do Wisły nie jest do końca trafne. Po wygranej w Rydze "Biała Gwiazda" nie musiała wygrać, miała obowiązek po prostu awansować. A nawet wobec jej słabości w ofensywie, Skonto było tak niegroźne, że ryzyko odpadnięcia było naprawdę niewielkie. Łotysze mieli na boisku tak słabo dysponowanych graczy jak Rusłan Mingazov (z Turkmenistanu), którzy psuli wszystko. Znacznie większe umiejętności miał drugi skrzydłowy - Anglik Bally Smart, ale i on nic nie mógł wskórać w pojedynkę. Straszakiem Wisły miał być napastnik Nathan Junior, lecz zupełnie nie radził sobie z silniejszymi fizycznie wiślakami. W II połowie nic nie zapowiadało, że Wisła obejmie prowadzenie. Ataki nie zazębiały się. Widząc bezradność kolegów, na akcję rozpaczy zdobył się Patryk Małecki, który po I połowie zasłużył bardziej na krytykę, niż pochwały. "Mały", nie robiąc sobie nic z tego, że w polu karnym Skonto nie ma żadnego wsparcia, w pojedynkę szarpnął się na całą obronę Skonto. Przeszedł trzech, kopnął z prawej nogi i po rykoszecie piłka ugrzęzła w długim rogu bramki! Kropkę nad "i" postawił Iliev, który po długim podaniu Cezarego Wilka minął Kaczanovsa i z dosyć ostrego kąta idealnie trafił w dalszy narożnik bramki Germansa Malinsa. W tym momencie rywalizacja w dwumeczu była definitywnie rozstrzygnięta, a jedyna, na co było stać Skonto, to uderzenie zza pola karnego Mingazova (jeszcze przy stanie 0-0, w 48. min), po którym Siergiej Pareiko sparował piłkę na rzut rożny. Najważniejsze, że tym razem wiślacy zrealizowali plan minimum - pierwszego rywala na drodze do Champions League przeszli i odnieśli dwa zwycięstwa, za które dostaną punkty do rankingu klubowego. Po wyeliminowaniu zespołu Mariansa Paharsa ekipa Roberta Maaskanta powinna się rozpędzić. Wisła Kraków - Skonto Ryga 2-0 (0-0) Bramki: 1-0 Patryk Małecki (51.) 2-0 Ivica Iliev (64.). Wisła: Pareiko - Lamey (88. Jovanović), Jaliens, Chavez. Paljić - Sobolewski (75. Nunez), Melikson, Wilk - Małecki, Genkow, Iliev (86. Jirsak). Skonto: Malins - Kaczanovs, Smirnovs, Rode, Maksimenko - Mingazov, Tarasovs, Fertovs, Smart (55. Fabio) - Szabala, Junior (73. Petersons). Sędziował Milorad Mażić z Serbii Żółte kartki: Iliev, Sobolewski oraz Maksimienko, Mingazov Czerwona kartka: Mingazov (90. - druga żółta). Widzów: 19,3 tys. Michał Białoński, Kraków