Podobnie jak rok temu i dwa lata temu finał play off Ford Germaz Ekstraklasy zostanie rozstrzygnięty dopiero po siedmiu meczach. Wisła Can-Pack Kraków nie wykorzystała w piątek szansy, aby zdobyć mistrzowską koronę we własnej hali i jej walkę z Lotosem zakończy dopiero niedzielny mecz w Gdyni. Wisła zaczęła piątką: Dupree, Skerovic, Brown-Braxton,Wielebnowska, DeForge; zaś gdynianki: Canty, Holdsclaw,Maksimovic, Leciejewska, Beard. O pierwszych 14. minutach krakowianki powinny jak najszybciej zapomnieć. Już pierwsza kwarta w ich wykonaniu była nie najlepsza, ale na początku drugiej odsłony Wisła nie miała pomysłu jak zdobywać punkty, bezradna była też w obronie. W efekcie właśnie w 14. minucie miejscowe przegrywały - po rzucie Chamique Holdsclaw - 20:34. W tym momencie wreszcie zdecydował się na interwencję trener miejscowych Wojciech Downar-Zapolski. Wziął czas, a po nim wpuścił na boisko Agnieszkę Pałkę i Martę Fernandez (wcześniej nie zrobił ani jednej zmiany). Ta dwójka nie okazała się rewelacją piątkowego meczu, ale po wznowieniu gry Wisła zdecydowanie poprawiła grę w defensywie i mozolnie zaczęła odrabiać straty. Na przerwę schodzono jeszcze przy czteropunktowym prowadzeniu Lotosu (37:41), ale w 22. minucie - po rzucie za trzy punkty Anny Wielebnowskiej - krakowianki wyszły na pierwsze w tym meczu prowadzenie (42:41). Koszykarki Wisły najwyżej prowadziły w 25. minucie (47:43). O ich porażce zadecydowało pierwsza część ostatniej kwarty. Przez prawie sześć minut Wisła nie potrafiła zdobyć punktu z akcji. Niemoc przełamała dopiero w 36. minucie Kara Brown-Braxton. Było wtedy 55:62 (wcześniej - w 34. minucie - jeden osobisty rzuciła Candice Dupree). Nawet trener Wisły - Downar-Zapolski - nie umiał wytłumaczyć co się w ostatniej odsłonie stało z krakowskimi koszykarkami: "Totalny chaos, nie wiem z czego on wynikał" - skomentował poczynania swoich zawodniczek. W końcówce Wisła zerwała się jeszcze do walki. Po rzucie za trzy punkty Anny DeForge na minutę i 45 sekund przed końcem meczu krakowianki przegrywały 58:66. Pół minuty później wspomniana Amerykanka dwa razy trafiła do kosza z osobistych i miejscowe przegrywały tylko sześcioma punktami (60:66). O wszystkim zdecydował kontrowersyjny faul w ataku DeForge (krakowianie długo twierdzili, że ich zawodniczka nie przekroczyła przepisów), po którym dwa punkty zdobyła Holdsclaw. Hala krakowskiej Wisły (nie za duża) zapełniła się kibicami już kilka chwil po tym jak otwarto do niej wejście (było ok. 2 tys. widzów). Fani krakowskiej drużyny rozpoczęli gorący doping prawie na pół godziny przed początkiem spotkania. Na meczu była także grupa kilkudziesięciu fanów Lotosu. Po meczu powiedzieli: Wojciech Downar-Zapolski (trener Wisły Can-Pack): "Jestem rozczarowany, wydaje mi się gramy dobrze i dziwię się, że dziś nie wykorzystaliśmy szansy na wygraną we własnej hali. Ale w takich meczach decydują indywidualności, a dziś u mnie one zawiodły." Roman Skrzecz (trener Lotosu PKO BP): "Mamy chwilę radości, tak jak Wisła miała po meczu w Gdyni, ale musimy szybko o tym zapomnieć, wyjść w niedzielę na parkiet w Gdyni i walczyć o każda piłkę." Wisła Can - Pack - Lotos Gdynia 60:69 (16:24, 21:17, 15:10, 8:18) Wisła Can Pack: Kara Brown-Braxton 17, Anna Wielebnowska 14, Candice Dupree 11, Anna DeForge 7, Jelena Skerović 6, Agnieszka Pałka 5, Marta Fernandez 0, Monika Krawiec 0. Lotos PKO BP: Dominique Canty 22, Chamique Holdsclaw 22, Alana Beard 10, Slobodanka Maksimovic 6, Natalia Waligórska 6, Anna Breitreiner 3, Magdalena Leciejewska 0, Jekaterina Snicyna 0.