Wisła Kraków na 10 kolejek przed końcem pokazała konkurencji plecy i wszystko na to wskazuje, że po rocznej przerwie odzyska mistrzostwo Polski. Drużyna Maaskanta miewa niezłe momenty, taktycznie zrobiła postępy, ale ciągle ma dziurawą obronę, którą ratuje Siergiej Pareiko. "Biała Gwiazda" dawno nie miała bramkarza, któremu by zawdzięczała kilka ważnych punktów, a tak jest w wypadku skromnego Estończyka. Sęk w tym, że to, co wystarcza na polską Ekstraklasę, w której wiosenna zadyszka złapała wszystkie rywalizujące z Wisłą zespoły od Legii, przez Lechię, Lecha po Koronę, dla tak grającej "jedenastki" z Krakowa może być za mało, by w Europie uniknąć wstydliwych porażek, jak te niedawne z Levadią, czy Karabachem Agdam. Po letnich i zimowych transferach miał być pożar ugaszony w defensywie, ale nie jest. Kew Jaliens miał być profesorem dla całej ligi, lecz na razie jest wolny jak sędziwy profesor, ale nie dobry jak on. Osman Chavez to chłop na schwał - silny i twardy, ale uciec mu, czy sprowokować do faulu jest łatwo. Gordan Bunoza, zanim doznał poważnej kontuzji, pokazał, że przydaje się w akcjach zaczepnych, ale też swymi błędami w obronie przyprawia o palpitacje serca kibiców. Jakby tego było mało, ostatnio gubić się jeszcze zaczął Dragan Plajić, który wcześniej był pewniakiem na lewej stronie bloku obronnego. Duet Robert Maaskant - Stan Valckx pierwszą, łatwiejszą część zadania - zdobycie mistrzostwa Polski - wykona na medal, nawet z kulejącą ciągle defensywą. Przed drugim, znacznie trudniejszym zadaniem - walką o Ligę Mistrzów trudno jednak o optymizm. Rywale pokroju Levadii Tallin, czy Karabachu Agdam, z którymi ze wstydliwym rumieńcem na twarzy wiślacy przegrywali, nie rozdawali takich prezentów, jak ostatnio Thiago Cionek i Robert Arzumanjan z Jagiellonii. Nawet jeśli "Biała Gwiazda" latem trafi z transferami, to na zbudowanie dobrze funkcjonującego bloku defensywnego w czerwcu będzie znacznie mniej czasu, niż w przerwie zimowej. Dlatego sztab Maaskanta czeka niezła gimnastyka i kolejny wyścig - z czasem. Na kanwie czwartkowego meczu ćwierćfinału Ligi Europejskiej Benfica Lizbona - PSV Eindhoven (4-1) łatwo było o ocenę, jak daleko z polskiej ligi do europejskiej czołówki. Marcelo, który w Wiśle był filarem defensywy i poziomem gry przerastał Ekstraklasę, był niemiłosiernie ogrywany przez Eduardo Salvio i innych piłkarzy wicelidera Ligi Sagres. Brazylijczyk zawinił przy dwóch golach. Tymczasem do dzisiaj nie tylko w Wiśle, ale i w całej Ekstraklasie defensora pokroju Marcelo nie widać. Zwłaszcza po tym, jak na wiosnę obniżył loty Manuel Arboleda. Przed walką o Europę nie możemy tylko liczyć na szczęście w losowaniu... Czytaj inne teksty Michała Białońskiego i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij!