Sam mówił przecież, że interesuje go tylko transfer zagraniczny. Z kolei gdyby w Bełchatowie, zamiast kłócić się o to, kto najważniejszy i najmądrzejszy, zajęli się piłką, Radosław Matusiak grałby właśnie tam. Od razu wyjaśniam - to żaden grzech, a nawet cwaniactwo w dobrym tego słowa znaczeniu, podpisać kontrakty z piłkarzami - jak na POLSKIE warunki - bardzo dobrymi. To także sygnał dla innych klubów, że walka o tytuł się skończyła. Dla jasności, sygnał formalny. Wisła jesienią upokorzyła rywali na boisku, teraz powtórzyła to samo na rynku transferowym. Skład Białej Gwiazdy, przynajmniej na papierze, wyglądał będzie teraz imponująco, ale to samo w sobie imponujące nie jest. Bardziej zaskakuje fakt, iż polski klub, na dodatek taki, którego właściciel słynie z szybkich ruchów i najczęściej są to ruchy toporem - lecą trenerskie głowy - klub ten zdecydował się budować coś pół roku wcześniej niż się spodziewano, czyli zespół, który ma walczyć o Ligę Mistrzów. To jest o tyle zaskakujące, że w Polsce raczej buduje się coś albo za późno, albo nie buduje wcale. Albo - sami w Krakowie czynili przez lata, rozwala. Imponujące jest również to, że choć Wisła ma problemy raczej w obronie, ściąga tylko graczy ofensywnych, co oznaczać może, że krakowian nie interesuje liczba straconych goli, a jak największa tych strzelonych. Jeśli do dwójki Matusiak - Łobodziński dołączy jeszcze Łukasz Garguła, trener Maciej Skorża będzie miał duży ból głowy, jak to wszystko z przodu poukładać. Sprawa Garguły wcale nie jest jednak wcale taka prosta. Jeden z najzdolniejszych piłkarzy w polskiej lidze chce iść do Wisły, Wisła chce jego, w rzeczy samej, Wisła pyta GKS o transfer, ale ten wcale nie musi dojść do skutku. Klauzuli odstępnego, o której na każdym kroku mówi Wisła ponoć jednak nie ma. Skąd takie przypuszczenie? Zimą dla Garguły wpłynęła oferta z Ukrainy, opiewająca na trzy miliony euro. Czy myślicie, że ktoś byłby tak głupi, i wykładał astronomiczne sumy, mogąc kupić piłkarza za 300 tysięcy? Garguła na Wschód nie poszedł. Nie chciał zwyczajnie ryzykować, że nie złapie się do gry i w efekcie - nie pojedzie na Euro 2008. GKS się zgodził, choćby za zasługi piłkarza, w imię jego dobra. Od Wisły nie zażąda raczej trzech milionów, ale też na pewno nie 300 tysięcy. Nie wiem, czy Łukasz podpisał jakiś aneks, czy w momencie, gdy dostawał w Bełchatowie podwyżkę, zwyczajnie zmieniły się warunki umowy. Faktem jest, że sytuacja tego piłkarza może okazać się patowa. Na szczęście dla niego, bez względu na ten pat, bez znaczenia, czy w GKS zostanie, czy wyląduje w Wiśle, będzie miał pewne miejsce w drużynie i na mistrzostwa Europy pojedzie. Inaczej może być z Matusiakiem. Jego transfer do Wisły nie oznacza wcale, że Radek od razu wskoczy do podstawowego składu. Maciej Skorża ma w ataku Pawła Brożka, który strzelił jesienią 12 goli. Na jakiej podstawie Matusiak miałby go teraz zastąpić? Wyjścia są trzy - albo Skorża opracuje nowy system gry Wisły, w którym znajdzie miejsce Matusiakowi, albo wymyśli nową pozycję dla napastnika, albo po prostu będzie mógł wprowadzić w życie system rotacyjny podobny do tego, jaki w Liverpoolu stosuje Rafa Benitez, czyli wzór trenerski Skorży. Na pewno nie ucierpi na tym ani sam Matusiak (gorzej niż w Palermo - trybuny i Heerenveen - ławka, być nie może), ani Łobodziński, ani reprezentacja. Bo jeśli zdarzy się, że ci dwaj plus Garguła zagrają w jednej drużynie, to Beenhakker także na tym skorzysta. Nie żyjemy co prawda w czasach takich jak te, kiedy o sile ZSRR stanowiło Dynamo Kijów (w zasadzie były to drużyny tożsame), ale oczywiste jest, że trzech gości trenujących i grających razem, rozumie się coraz lepiej. Słowem, dziś Wisła jest królową polowania i czapki z głów. Kupiła niewiele, ale bardzo mądrze. Kupiła łatwo, bo dziś nie trzeba wielkich zdolności negocjacyjnych, aby namówić piłkarza do gry w Krakowie - dobry zespół, bardzo dobry trener, ładne miasto, perspektywy gry w Lidze Mistrzów i wyjazdu na EURO 2008, dobre zarobki, system gry podobny do tego w reprezentacji. Czego więcej chcieć? Wiem, że dyrektor Jacek Bednarz pęka z dumy, ale w polskiej lidze nastał taki czas, że namówić kogoś do gry w Wiśle, to jak pytać, czy chciałby przesiąść się z tramwaju do mercedesa. Łobodzińskiego, Matusiaka i Gargułę przekonać było bardzo łatwo. Coś jak w tym kawale. - Stary, może byśmy tak się napili? - No dobra, przekonałeś mnie. Przemysław Rudzki, "Fakt"/"Przegląd Sportowy"