Jak patrzy pan na reprezentację koszykarek, Polską Ligę Koszykówki Kobiet, jako trener męskiej drużyny (PGE Turów Zgorzelec)? Jacek Winnicki: - Koszykówka jest jedna. Nie ma żeńskiej i męskiej, choć z drugiej strony trudno porównywać pracę z kobietami i mężczyznami. Jedno jest pewne. Przepis o dwóch Polkach na parkiecie w meczach ekstraklasy powinien wrócić jak najszybciej. Te same zasady - o dwóch Polakach - obowiązują w lidze koszykarzy i nikt nie myśli, by to zmieniać. Cieszę się, że tę samą potrzebę dostrzegają władze PZKosz. Tylko w ten sposób potencjalne kadrowiczki będą mogły zdobywać doświadczenie, podnosić swoje umiejętności, brać odpowiedzialność. Czy chciałby pan wzmocnić reprezentację zagraniczną rozgrywającą, bo na tej pozycji od lat rywalki Polek mają największą przewagę? - Dostrzegam taką potrzebę, ale nic na siłę. Chcę, żeby w reprezentacji grały najlepsze zawodniczki. Nie ma mowy o naturalizowaniu kogoś tylko dlatego, że jest mało czasu, by zdążyć przed eliminacjami mistrzostw Europy. Mamy razem z PZKosz. pewne typy, kandydatury, ale za wcześnie, by mówić o konkretach. W eliminacjach do mistrzostw Europy 2013, które rozpoczną się już 13 czerwca, rywalkami Polski będą Serbia, Czarnogóra, Estonia i Szwajcaria. Jak pan ocenia siłę grupy? - Są dwie mocne drużyny: Serbia i Czarnogóra oraz dwie teoretycznie słabsze. Myślę, że sprawa awansu rozstrzygnie się pomiędzy nami i dwiema pierwszymi wymienionymi ekipami. Nie wiadomo, w jakim składzie wystąpi Czarnogóra, która tak znakomicie radziła sobie na EuroBaskecie w Polsce. Czy zagrają jej dwie czołowe, doświadczone zawodniczki - naturalizowana Amerykanka Anna de Forge oraz Jelena Skerovic. Nie ma co się oglądać na rywalki. Nasz cel jest jasny: awans do mistrzostw i zrobię wszystko, co w mojej mocy, aby to osiągnąć. Kiedy rozpoczną się przygotowania? Być może do początku czerwca będzie pan zajęty pracą w klubie ze Zgorzelca, jeśli PGE zagra w finale MP (ostatni mecz może się odbyć najpóźniej 5 czerwca). Jak pogodzi pan te obowiązki? - Ustaliłem ze związkiem, że pełne zaangażowanie w pracę z reprezentacją rozpoczynam po wypełnieniu kontraktu z PGE Turów. Znam polską ligę kobiet, śledzę to, co się dzieje. Powołałem już 14 zawodniczek na mecz z Gwiazdami PLKK. Zgrupowanie żeńskiej kadry zaplanowałem na 15 maja. W pierwszej fazie przygotowań realizowaniem mojej koncepcji zajmą się trenerzy asystenci. Nie ma wiele czasu na selekcję, długie zgrupowania. Jaka jest różnica między pracą w klubie i reprezentacji? - Najważniejszy jest czas - w kadrze jest go znacznie mniej niż w klubie, gdzie pracuje się przez dziewięć-dziesięć miesięcy. Kluczem w pracy z drużyną narodową jest to, by dostosować strategię prowadzenia zespołu do możliwości jej realizacji. Celem jest zbudowanie zespołu, atmosfery, wykorzystanie atutów tych zawodniczek, które mamy. Do treningów w nowym klubie - CCC Polkowice - po przerwie spowodowanej urodzeniem dziecka powraca liderka drużyny narodowej Agnieszka Bibrzycka. Czy widzi ją pan w składzie swojej drużyny? - Jestem po pierwszej krótkiej rozmowie z Agnieszką. Nie jest teraz ani dalej, ani bliżej reprezentacji. Agnieszka musi ułożyć swoje sprawy na nowo, połączyć macierzyństwo z zawodowym sportem. To najważniejsze dla niej i dla mnie jako trenera reprezentacji. Na razie za wcześnie, by cokolwiek przesądzać. Nie ulega jednak wątpliwości, że reprezentacja z Bibrzycką i bez, to dwie różne drużyny. Rozmawiała Olga Miriam Przybyłowicz