W sobotę wystąpi w Pucharze Świata w Warszawie. - Jestem rozdarty między swoimi obowiązkami i marzeniami. Miotam się, ale też wierzę, że z pomocą kilku życzliwych osób przed przyszłorocznymi igrzyskami będą mógł skoncentrować się tylko na przygotowaniach, a nie na tym, jak utrzymać rodzinę i poradzić sobie z zobowiązaniami finansowymi" - powiedział 30-letni Wiłkomirski (AZS UW Warszawa). W jego dorobku są brązowe medale mistrzostw świata i Europy, ale oba sukcesy zanotował dawno, bowiem na początku obecnego wieku. W ostatnich latach w dorobku Wiłkomirskiego brakuje spektakularnych osiągnięć. - Na co dzień pracuję, prowadzę własny klub judo, mam również inne zajęcia. Tych obowiązków wziąłem sobie za dużo na głowę, powodują zmęczenie fizyczne i psychiczne oraz huśtawkę nastrojów, uniemożliwiają właściwą regenerację między treningami, a czasem doprowadzają do kontuzji. A jeśli moje treningi nie są takie jak być powinny, gdy są wciśnięte między inne sprawy, a ja nie jestem na nich odpowiednio skoncentrowany, to właściwie taka praca jest bezwartościowa - przyznał. Wiłkomirski nie ukrywa, że europejska i światowa czołówka "uciekła" Polakom. - Mamy dużo do nadrobienia, jednak wierzę, że uda się nam w pewnym momencie wskoczyć na taki poziom sportowy, który pozwoli nam wygrywać pojedynki w najważniejszych imprezach. Nie chcę zarzucać ani władzom polskiego judo, ani Ministerstwu Sportu, że nie odpowiednio nas finansują, bo widzę, że się starają, a my rzeczywiście nie mamy wyników i trudno w nieskończoność dawać nam kredyt zaufania - stwierdził. W sobotę Wiłkomirski będzie startował na stołecznym Torwarze w zawodach PŚ, a w marcu prawdopodobnie weźmie udział w dwóch zagranicznych zgrupowaniach. - W tym roku nie uczestniczyłem jeszcze w żadnym międzynarodowym campie, bo nie byłem odpowiednio przygotowany. Żeby z niego skorzystać, organizm musi być gotowy na obciążenia. A ja nie chciałbym po pierwszym dniu doznać jakiegoś urazu albo być już tak zmęczonym lub poobijanym, że w następne rywalizowałbym na znacznie mniejszych obrotach - wyjaśnił. - Cały czas wierzę, że w drugim roku kwalifikacji olimpijskich nie tylko nie spadnę w rankingu, bo na razie jestem na miejscu gwarantującym występ w Londynie, ale będę się piął w górę. Trochę zazdroszczę np. zawodnikom z Mongolii, a znam ich sytuację, bo mam tam znajomego, którzy mogą skoncentrować się tylko na trenowaniu. Niczym innym się nie zajmują - ocenił Wiłkomirski. W przeciwieństwie do niektórych reprezentantów kraju, Wiłkomirski przed turniejami analizuje wyniki losowania. - Niektórzy nie patrzą z kim będą walczyć, czekają z tym niemal do końca. Chcą mieć spokojną głowę w razie, gdyby trafili na kogoś z kim wcześniej sobie nie radzili. Ja też podobnie postępowałem w młodości, jednak parę lat temu zmieniłem podejście. Chcę wiedzieć, z kim się spotkam, ponieważ mogę się lepiej przygotować do pojedynku, obmyślić strategię, obejrzeć w internecie potyczki rywala - zakończył. Rozmawiał Radosław Gielo