"Biało-czerwoni" rozpoczną turniej w niedzielę o godz. 16 meczem z Litwą. Kolejnymi rywalami Polaków będą: Estonia, Ukraina, Kazachstan i Wielka Brytania. Do światowej elity awansuje tylko najlepszy zespół. INTERIA.PL: Nie mamy wielu hokeistów, którzy mogą grać w reprezentacji, ale w trakcie przygotowań stworzył pan szeroką grupę. Ostateczny wybór był trudny, czy był jedynie potwierdzeniem wcześniejszych spostrzeżeń? Wiktor Pysz: - Selekcja była długa, bo rozegraliśmy w tym sezonie 21 meczów i sprawdziłem 40 zawodników. Szersze otworzenie się na kontakty międzynarodowe powinno procentować. - Oczywiście. W lipcu i sierpniu rozegraliśmy jedenaście meczów! Tylko dwa były łatwiejsze, a w pozostałych walka była bardzo zacięta. Takich sprawdzianów potrzeba naszym zawodnikom. Jednym słowem jest pan zadowolony z przygotowań? - Tak. Zmierzyliśmy się z wieloma wartościowymi rywalami. Dobieraliśmy ich specjalnie pod kątem rywali, z którymi zagramy w Kijowie, a więc takich, którzy prezentują solidną rosyjską szkołę. Z kolei dwa tygodnie temu pojechaliśmy na dwa mecze z Włochami, bo prezentują podobny styl do Brytyjczyków, z którymi także zmierzymy się na Ukrainie. Każdy mecz jest lepszy niż trening, ale ważne jest to, że wreszcie zaczęliśmy wygrywać. - Oczywiście! To ciążyło w poprzednich meczach, a teraz widać na lodzie, że w świadomości zawodników tkwi przekonanie, że da się wygrywać. Musimy jak najwięcej grać z Rosjanami. Nie z pierwszym zespołem, bo nie jest to możliwe, ale jest w Rosji wiele drużyn, które są dla nas świetnymi sparingpartnerami. Ważne, że i oni chcą z nami współpracować. Oczywiście, są u nas odpowiednio przyjmowani, no i chętnie do nas przyjeżdżają. Trafiliśmy w tym roku do zdecydowanie mocniejszej grupy Dywizji I. - W dodatku z drugiej grupy wycofała się Japonia... W naszej najmocniejsi kadrowo są Kazachowie. W grudniu przegraliśmy z nimi 1-3, ale nie byliśmy wtedy w najmocniejszym składzie. Wiemy, co prezentują. Grają szybko, kombinacyjnie. Mają zawodników występujących na co dzień w KHL. Mocni będą także Ukraińcy. Są gospodarzami, więc tym bardziej zależy im na awansie do elity. Kanadyjski trener Dave Lewis zebrał wszystkich, których tylko mógł. Jednak ostatnio dobrze nam się grało przeciwko Ukrainie. W Sanoku pokonaliśmy ich 6-3. Łatwo nie będzie również z Anglikami, którzy mają w składzie trzech Kanadyjczyków. Z Estonią zazwyczaj wygrywamy, ale z Litwą gramy w kratkę. Wiadomo coś więcej o ich formie? - Nie grały w żadnym turnieju i nie było nawet, jak ich zobaczyć. Na pewno pojechalibyśmy, zwłaszcza że pierwszy mecz w Kijowie gramy właśnie z Litwą. Nie martwi pana, że oprócz Jarosława Kłysa i Patryka Noworyty, nasi obrońcy mają małe doświadczenie międzynarodowe? - Zabrałem pięciu debiutantów na mistrzostwa świata, ale nie ma wyjścia - musimy odmłodzić kadrę. Jeśli nie pękną, to powinni sprostać zadaniu, bo to dobrzy zawodnicy. Może brakuje im jeszcze cwaniactwa, ale zostawiają serce na lodzie i warto na nich stawiać. Mielibyśmy naprawdę mocną obronę, gdyby na mistrzostwa mogli pojechać Miroslav Zatko i Adam Borzęcki. Niestety, pierwszy z nich jeszcze nie może grać w reprezentacji Polski, a drugi walczy w Niemczech w play offach. Z jakimi nadziejami jedzie pan do Kijowa? - Nie będzie słabych drużyn i o awansie będą decydować niuanse, forma dnia. Awans to jedno, ale ze względu na reformę rozgrywek, trzeba będzie twardo walczyć o utrzymanie na zapleczu elity. Jestem jednak optymistą, a daje mi do tego powody to, że w trakcie przygotowań dobrze graliśmy z silnymi rywalami. Przykładem niech będzie mecz z Ocelarzi Trzyniec. Przegraliśmy zaledwie 0-1, a teraz Trzyniec zdobył mistrzostwo Czech.