Dla Justyny Kowalczyk to już czwarty, a dla Adama Małysza szósty medal mistrzostw świata - żaden skoczek nie ma tylu "krążków". Justyna i Adam pokazali w sobotę wielką siłę charakteru i wolę walki. Najlepszy polski skoczek narciarski w historii zawdzięcza swój kolejny sukces regularności - w obu skokach szybował daleko po nienagannych lotach, za które dostawał wysokie noty. Przegrał tylko z będącym w tym sezonie w wielkiej formie Austriakiem Thomasem Morgensternem i jego rodakiem, Andreasem Koflerem. Należy dodać do tych medali jeszcze dobre, szóste miejsce, jakie w konkursie skoków zajął Kamil Stoch, który pewnie nie powiedział ostatniego słowa w walce o medale. Adam już w piątek bez pudła przewidział przebieg konkursu i stwierdził, że po tylu latach skakania, nie istnieje już dla niego pojęcie "presja". - Lata lecą, a ja wciąż się liczę. Inni dawno odpadli. Bycie faworytem mnie nie paraliżuje - już parę razy zdarzyło mi się nim być - podkreślał z uśmiechem skoczek z Wisły. - Mogę się też tylko cieszyć, że tak długo, niemal przez całą moją karierę byłem dobrze prowadzony i dzięki temu ciągle jestem w topowej formie i skaczę tak, że ciągle zdobywam medale. To jest coś niesamowitego - przyznał Adam. Justyna Kowalczyk w sobotę okazała się słabsza od tylko jednej rywalki, ale za to tej, z którą toczy największe boje. Norweżka Marit Bjoergen w sobotę była nie do pokonania, a cały bieg miał dramatyczny przebieg. Po pierwszej małej pętli najsilniejsze biegaczki zaczęły uciekać stawce. Na długim, ciężkim podbiegu najpierw ukształtowała się prowadząca siódemka, a potem zaczęły z niej odpadać kolejne zawodniczki. Została czwórka: Kowalczyk, Bjoergen, Therese Johaug i Charlotte Kalla. Szwedka znakomicie radziła sobie na pierwszych kilometrach, ale tempo narzucone przez Justynę okazało się dla niej za mocne i na czele została tylko trójka. Po dłuższym okresie prowadzenia Kowalczyk, na czoło wyszła Bjoergen. Powiększyła nieco swoją przewagę na zjeździe, ale na punkcie zmiany nart różnice pomiędzy trzema najlepszymi zawodniczkami były już minimalne. Czwarta Aino-Kaisa Saarinen traciła 28,6 sekundy do Bjoergen, ale szybko wyprzedziła ją Kalla. Szwedka ścigała rywalki, lecz traciła za dużo, aby mogła myśleć o medalu. Gdy 2,8 km przed metą zegar pokazał, że traci 34 sekundy, było już wiadomo, że nie wskoczy na podium. Niespełna dwa kilometry przed końcem zaatakowała Bjoergen. Odskoczyła na kilka metrów, a przewagę powiększyła na zjazdach. Kowalczyk wyprzedziła Johaug i ścigała Bjoergen, ale wielka faworytka gospodarzy potwierdziła znakomitą formę i minęła metę z 7,5-sekundową przewagą nad Polką. - Jestem bardzo szczęśliwa. To trzecia wielka impreza z rzędu, na której zdobyłam medal. W dodatku odczarowałam Oslo, bo nigdy nawet w zawodach Pucharu Świata nie udało mi się tu stanąć na podium. To kolejne miejsce, w którym w tym sezonie, po raz pierwszy, udało mi się znaleźć w pierwszej trójce - powiedziała Justyna. Zadowolenia nie ukrywał także Małysz. - Bardzo mnie ten medal cieszy. Oczekiwania były duże, a i sam przed sobą postawiłem wysokie cele i udało się je zrealizować. Wiem, jak ciężko jest zdobyć jakikolwiek medal na dużej imprezie. Lato przepracowałem bardzo solidnie, później zaczęły mnie dopadać kontuzje i jeszcze ten upadek w Zakopanem, który mógł plany pokrzyżować, ale na szczęście tak się nie stało - podkreślił Adam. - Byłem wytrwały, robiłem to, co Hannu Lepistoe zaplanował i to dało efekt. Szanse by walczyć o złoto były, ale nie zamierzam wybrzydzać. Szczególnie ważne jest dla mnie to, że od tylu lat utrzymuję się wśród najlepszych. Cieszę się, że nie zawiodłem polskich kibiców, bo chyba było ich tu dziś więcej niż norweskich - zakończył Adam. W Oslo, ale także przed telewizorami w całej Polsce w sobotę kibice narciarstwa przeżyli piękne chwile. Wierzymy w to, że nie po raz ostatni w tych mistrzostwach. Justyna, Adam - trzymamy za was kciuki! Już w niedzielę o godz. 15 skoczkowie w drużynie będą walczyć o kolejne medale!