Lata 1993-1996 to bezwzględne panowanie na polskich stadionach Legii Warszawa, ale właśnie wtedy, w Łodzi - pod kierunkiem Franciszka Smudy - zaczęła się tworzyć nowa potęga. "Franz" został trenerem Widzewa wiosną 1995 roku, zastępując na tym stanowisku Ryszarda Polaka Zatrudnił go jeden ze współwłaścicieli klubu - Andrzej Grajewski. Wcześniej Smuda rozstał się w nie najlepszej atmosferze ze Stalą Mielec i wydawało się, że jego kariera w Polsce jest skończona, jednak zdołał doprowadzić zespół do wicemistrzostwa Polski, premiowanego startem w Pucharze UEFA. Tam widzewiacy nie jednak popisali się. W drugiej rundzie nie dali rady Czornomorcowi Odessa. W lidze łodzianie radzili sobie jednak bardzo dobrze i wywalczyli tytuł mistrza Polski. Kluczem do tego sukcesu okazał się wiosenny, wyjazdowy mecz w Warszawie z Legią, który Widzew wygrał 2-1. To były transfery Właściciele Widzewa poważnie zabrali się za wzmacnianie zespołu przed eliminacjami Ligi Mistrzów. Do FC Porto sprzedano wprawdzie bramkarza Andrzeja Woźniaka, ale w jego miejsce ściągnięto z Legii lepszego fachowca - Macieja Szczęsnego. Z Łazienkowskiej przeszedł także Radosław Michalski. Z Lecha pozyskano napastnika Jacka Dembińskiego i obrońcę Pawła Wojtalę, a z Hannoveru Sławomira Majaka. Transferowy pakiet uzupełnił młody Marcin Zając ze Startu Łódź Zważywszy na to, że w Widzewie grali już: Tomasz Łapiński, Ryszard Czerwiec, Mirosław Szymkowiak, Rafał Siadaczka, Marek Citko i Marek Koniarek,jak na polskie warunki był to prawdziwy "dream team". Szansa awansu do fazy grupowej stała się realna, gdyż po raz ostatni była to rywalizacja prawdziwych krajowych mistrzów. Już w następnym sezonie do tych rozgrywek dopuszczono wicemistrzów z najsilniejszych lig europejskich. Łodzianie trafili nieźle, na Broendby Kopenhaga. Zespół solidny, ale do przejścia. Pierwszy mecz rozegrano w Łodzi. Na boisku szalał Citko, ale widzewiacy nie mogli zdobyć gola. W 62. minucie doszło do symbolicznej zmiany. Za Koniarka, króla strzelców poprzednich rozgrywek ligowych, z dorobkiem 29 bramek, wszedł Dembiński. Dwie minuty później, po strzale głową tego zawodnika, było już 1-0. Po chwili wynik podwyższył Majak, ale euforię na trybunach stonował nieco Ole Bjur, który pokonał Szczęsnego precyzyjnym strzałem z rzutu wolnego. Legendarny mecz, legendarny komentarz Mimo to na rewanż ekipa Smudy jechała pełna nadziei, nikt jednak nie spodziewał się, że ten mecz stanie się jednym z najsłynniejszych w historii polskiego futbolu. Widzew grał źle. W 48. minucie Breondby prowadziło już 3-0 i duńscy kibice fetowali awans. Nic nie wskazywało na to, że coś ciekawego może się jeszcze wydarzyć. Tymczasem na boisku odrodził się słynny z lat 70. i 80. "widzewski charakter". W 56. minucie gola zdobył Citko, a tuż przed końcem do siatki trafił Wojtala. Radość w łódzkiej ekipie była nie do opisania. Duńczycy nie wierzyli w to, co się stało. Legendę tego spotkania zbudował jednak najbardziej radiowy sprawozdawca - Tomasz Zimoch. Jego komentarz z ostatnich minut oraz fraza "Turku, kończ ten mecz!" przeszły do historii. Zobacz ostatnie minuty meczu Broendby - Widzew z komentarzem Tomasza Zimocha Cudowny lob Citki W grupie Widzew trafił na Borussię Dortmund, Atletico Madryt i Steauę Bukareszt. Liczono na awans do fazy pucharowej, ale te nadzieje szybko zweryfikowało życie. Widzew zaczął od wyprawy do Dortmundu. W spotkaniu z niesamowicie mocną Borussią wstydu nie było. Łodzianie przegrali 1-2, a honorowego gola w końcówce zdobył Citko. Potem do Łodzi zjechał mistrz Hiszpanii. Atletico nie pozostawiło Widzewowi złudzeń. Wygrało pewnie, bez wysiłku, 4-1, ale z tego meczu i tak wszyscy zapamiętali niesamowitego gola Citki, który przelobował Jose Molinę z połowy boiska. Tak pokonany został Jose Molina: Widzew przegrał potem 0-1 ze Steauą w Bukareszcie i w zasadzie stracił szanse na awans. Dwa kolejne mecze na własnym stadionie w wykonaniu łodzian były udane. Najpierw podopieczni Smudy zrewanżowali się mistrzom Rumunii i wygrali 2-0 (przepięknego gola zdobył wówczas Czerwiec), a potem zremisowali 2-2 mecz Borussią Dortmund, późniejszym triumfatorem Ligi Mistrzów. Wówczas ze znakomitej strony pokazał się Jacek Dembiński - autor dwóch bramek. 4 grudnia 1996 roku na Estadio Vicente Calderón w Madrycie Widzew przegrał 0-1 z Atletico Madryt i zakończył swoją przygodę z Ligą Mistrzów. Od tego czasu minęło już niemal 14 lat, a spotkanie to wciąż pozostaje ostatnim, jakie polski zespół rozegrał w fazie grupowej tych najbardziej prestiżowych rozgrywek klubowych na świecie.