Zobacz zapis relacji LIVE z meczu Widzew Łódź - PGE GKS Bełchatów - Jeśli chcemy o coś konkretnego powalczyć, musimy w Łodzi wygrać - podkreślał Marcin Drzymont, piłkarz GKS Bełchatów, myśląc o europejskich pucharach. Ale trudno mówić o zwycięstwie, jeśli przez 85 minut nie oddaje się celnego strzału. W pierwszej połowie przewagę miał Widzew. Na początku meczu mógł prowadzić, bo poślizgnął się Marcin Drzymont, piłkę przejął Piotr Grzelczak, zagrał wzdłuż linii bramkowej, ale uczynił to zbyt lekko. Świetnie w tej sytuacji ustawiony był niepilnowany Darvydas Szernas... Na pierwszą naprawdę groźną sytuację trzeba było czekać do 28. minuty. Łukasz Broź podał do Grzelczaka, ten obrócił się z piłką i huknął jak z armaty z 25 metrów. Strzał bardzo podobny do tego z Jagiellonią, gdy napastnik Widzewa zdobył najładniejszego gola kolejki. Z tą jednak różnicą, że Sapela obejrzał powtórki i wiedział, czego się spodziewać. Wychowanek łódzkiego klubu w końcu wpisał się na listę strzelców, i to jeszcze przed przerwą. Po dośrodkowaniu Adriana Budki z rzutu rożnego, głową uderzył Jarosław Bieniuk, ale piłka odbiła się jeszcze od Grzelczaka i kompletnie zmyliła Sapelę. Goście szybko odpowiedzieli, strzał Macieja Mysiaka był jednak bardzo niecelny. Widzew atakował dalej - po indywidualnym rajdzie Grzelczak został sfaulowany przed polem karnym. Po nie najlepiej wykonanym rzucie wolnym przez Dudu piłka trafiła do Przemysława Oziębały, ten uderzył pod poprzeczkę, ale Sapela stanął na wysokości zadania. Po przerwie obraz gry się nie zmienił - to łodzianie byli stroną przeważającą, a schowani goście czekali na kontrataki. W pierwszej połowie nie wyprowadzili żadnego, a osamotniony w ataku Dawid Nowak zapewne trochę się wynudził. W pierwszych minutach drugiej części widzewiacy stworzyli sobie kilka sytuacji. Goście skutecznie się bronili, blokując strzały Grzelczaka i Dudu. Najbliższy podwyższenia wyniku był Oziębała, ale nie trafił w piłkę. Mecz toczył się głównie w środku pola, niewiele się działo. Goście coraz częściej byli przy piłce, ale nie mieli konkretnego pomysłu na grę. Wściekał się o to trener Maciej Bartoszek, mając spore pretensje do odpowiedzialnego za rozegranie Mateusza Cetnarskiego. W 68. minucie GKS powinien prowadzić. Błąd popełnił Dudu, z dystansu uderzył Nowak, ale futbolówka odbiła się od słupka. To była najlepsza sytuacja gości w tym meczu. Do głosu na chwilę doszli łodzianie, Sapela znakomicie obronił potężne uderzenie Krzysztofa Ostrowskiego z dystansu. Ale to było chwilowe, bo lepsi w drugiej połowie byli zawodnicy z Bełchatowa. To oni atakowali, a Widzew czekał na kontrataki. W ciągu kilkudziesięciu sekund dwie znakomite okazje miał Szernas, ale fatalnie je zmarnował. Łodzianie powinni podwyższyć prowadzenie. W 83. minucie w sytuacji sam na sam z Bartoszem Kanieckim znalazł się Nowak, który przerzucił piłkę nad bramkarzem i umieścił ją w siatce. Sędzia odgwizdał spalonego i była to decyzja co najmniej kontrowersyjna. Piłkarze GKS natychmiast ruszyli z pretensjami do arbitra, a trener Bartoszek kopał butelki z wodą i kłócił się z sędzią technicznym. Kilka chwil później Nowak wpisał się na listę strzelców. Po dośrodkowaniu Cetnarskiego z rzutu rożnego piłka trafiła pod nogi napastnika GKS, a ten zupełnie niepilnowany uderzył nie do obrony. To pierwsze celne uderzenie bełchatowian w tym spotkaniu. W końcówce meczu atakowali i jedni, i drudzy. Skończyło się remisem, ale to piłkarze Widzewa mogą pluć sobie w brodę, że nie wygrali. Mieli wystarczająco dużo okazji, aby zapewnić sobie zwycięstwo. Bełchatowianie wyrównali w dramatycznych okolicznościach, lecz mają też żal do sędziego Dawida Piaseckiego o nieuznanego wcześniej gola. Widzew Łódź - PGE GKS Bełchatów 1-1 - zobacz raport meczowy Zobacz wyniki, terminarz i tabelę Ekstraklasy