Długi, które ma do spłacenia Widzew, nie są jednak efektem działań obecnych władz klubu. To pozostałości ze spółki, którą zarządzali Andrzej Pawelec i Andrzej Grajewski. Warto przypomnieć, że ta dwójka doprowadziła Widzew do ruiny. Oni byli odpowiedzialni za to, że klub znalazł się tuż nad krawędzią, był o krok od upadku. Pożyczali pieniądze, nie płacili ani piłkarzom, ani trenerom i narobili długów. Wszystko to działo się pod nazwą "SPN Widzew SSA". Od pewnego czasu istnieje "RTS Widzew SA" i, jak zapewniają przy alei Piłsudskiego, nie jest to prawny następca spółki z czasów duetu Pawelec-Grajewski. Dlatego też obecne władze nie są chętne do spłaty długów "starego" Widzewa, który jest winien pieniądze Maciejowi Terleckiemu, Robertowi Dymkowskiemu, Damianowi Sewerynowi, Maciejowi Morawskiemu, a także Mariuszowi Gostyńskiemu. - Nie mamy zaległości wobec osób związanych z dawnym Widzewem - zapewnia prezes obecnej spółki Marcin Animucki, cytowany przez "Przegląd Sportowy". Sprawa "nowego" Widzewa z byłymi piłkarzami klubu "starego" Widzewa nie jest nowa. We wrześniu 2009 roku klub został ukarany przez Wydział Dyscypliny grzywną w wysokości 50 tysięcy złotych za niepłacenie zobowiązań wobec zawodników, którzy przy alei Piłsudskiego grali sześć lat wcześniej. Łodzianie karę zapłacili i odwołali się do Związkowego Trybunału Piłkarskiego. Zaległości wobec wspomnianej powyższej piątki wciąż jednak nie uregulowali. I regulować nie zamierzają, choć byli piłkarze - na czele z Terleckim - upominają się o należne pieniądze. Możliwe jest więc, że Wydział Dyscypliny znów zdecyduje się ukarać grzywną łódzki klub. Ale czy byli widzewiacy w końcu wywalczą swoją kasę?