32-letni Wichniarek nigdy nie był ulubieńcem fanów Herthy, ale - o czym w obszernym materiale przypomina w piątek agencja prasowa DPA - trudno się było spodziewać, że będą na niego niemiłosierni gwizdać. Po odejściu z klubu skutecznych i charyzmatycznych napastników Ukraińca Andrija Woronina oraz Serba Marko Pantelica, Wichniarek miał szybko wypełnić tę lukę. Liczono na to w Berlinie tym bardziej, że grając w barwach drugoligowej Arminii Bielefeld Wichniarek został królem strzelców 2. Bundesligi w sezonie 2001-2002 (20 goli), zyskując przydomek "król Artur". Co prawda jako gracz Herthy w latach 2003-2006 potrafił strzelić tylko cztery gole w 44 meczach, ale wydanie 700 000 euro miało się klubowi z Berlina opłacić. "Zdaję sobie sprawę, że na boisku obronią mnie tylko bramki. Nie znajdę innych argumentów, którego kogoś przekonają do mnie i mojej postawy. Z drugiej strony nie mogę się zgodzić, że robi się ze mnie kozła ofiarnego i obwinia za słabą grę całej drużyny" - tłumaczył się 32-letni Wichniarek w wywiadzie dla dziennika "Bild". Hertha w 11 meczach tego sezonu zdobyła cztery punkty i zajmuje ostatnie miejsce w tabeli. Wygrała tylko jedno spotkanie w Bundeslidze w ... pierwszej kolejce. Kierownictwo klubu deklaruje poparcie dla polskiego piłkarza. Broni go zwłaszcza były partner z boiska, a obecnie menedżer Herhy Michael Preetz, który również grał jako napastnik i rozumie "przestoje" skuteczności. "Jestem przekonany, że Artur szybko wróci do dawnej dyspozycji i jeszcze w tym sezonie będzie wartościowym graczem naszego zespołu" - powiedział Preetz. Mniej entuzjastycznie traktuje strzelecką niemoc Wichniarka nowy trener Herthy Friedhelm Funkel i często zostawia go na ławce rezerwowych. Dodatkowo Polak ma problemy z prawem. Poznańska prokuratura postawiła mu zarzut narażenia na około pięciomilionowe straty wierzycieli firmy, której był współwłaścicielem. Grozi mu do trzech lat więzienia.