Andrzej Klemba, Interia: Polscy zapaśnicy byli blisko medalu, ale nie udało się stanąć na podium. Komentował pan pojedynki w telewizji. Jak ocenia pan ich występ w Paryżu? Piotr Stępień: Walczyli na miarę możliwości. Kwalifikacje do igrzysk są bardzo trudne. Nominacje dostaje pięciu najlepszych z mistrzostw świata, a potem po dwóch z turniejów kontynentalnych. W sumie startuje tylko 16 zawodników w kategorii wagowej. Zakwalifikowało się trzech mężczyzn i dwie kobiety. Wszyscy poza Łysak wygrali co najmniej jedną walkę. Dwóch walczyło o brąz, ale nie wygrało i zajęło piąte miejsca. Wiktora Chołuj i Zbyszek Baranowski na ósmym miejscu. To był rzeczywiście start na miarę możliwości. Gdyby było trochę więcej szczęścia, lepsza walka byłby może medal. Której walki szkoda najbardziej? - Obaj byli blisko podium. Co do Arka Kułynycza mam wątpliwości co do obranej taktyki. Żen Bełeniuk to świetny zawodnik, mistrz i brązowy medalista olimpijski, ale był w zasięgu. Wiadomo, że jego taktyka jest taka, by zejść do parteru, bo ma mocną obronę i spróbować zrobić wózek. I tak właśnie zrobił. Może trzeba było najpierw blokować i samemu zejść do przymusowego parteru. Mnie najbardziej szkoda Zbyszka Baranowskiego. Pierwszą walkę wygrał, potem przegrał z faworytem Magomiedchanem Magomiedowem. Liczył, że pójdzie przez repasaże do walki o brąz, tymczasem Azer nieoczekiwanie uległ Gruzinowi. Oglądałem walkę Anheliny Łysak, która prowadziła 13:5 i na chwilę przełączyłem na inny kanał. Wracam, a tam porażka 13:16. - Dla mnie to niewytłumaczalne. Jakby ktoś odłączył ją od prądu. Na tym poziomie dziewczyna, która zdobywała medale na imprezach młodzieżowych i seniorskich, nie powinna tracić takiej przewagi. Chyba że pojawiły się problemy zdrowotne. To jaki jest stan polskich zapasów? - Mamy średniaków, a nie wybitnych zawodników. Zdobywają medale w mistrzostwach Europy, ale świat zdominowali zawodnicy z krajów zakaukaskich i azjatyckich. Medale zdobyli też Bułgarzy, Grecy czy Bahrajn, ale dzięki temu, że ściągnęli zawodników z Dagestanu. W XXI wieku Polacy zdobyli tylko cztery medale olimpijskie w zapasach. Tymczasem w samej Atlancie w 1996 było pięć, a cztery lata wcześniej dwa, w tym pański. - Przyzwyczailiśmy się, że polskie zapasy są mocne. Byli wybitni zawodnicy. Regularnie zdobywaliśmy medale w mistrzostwach Europy, świata czy igrzyskach olimpijskich. Wtedy był system trenowania. Teraz nie ma silnych klubów, które szkoliłyby więcej niż kilku seniorów. Trenerzy, zamiast poświęcić się zapasom, pracują jako nauczyciele. Może ze trzech żyje ze sportu, reszta w zapasach dorabia. Prawda jest brutalna, ale zawodnik, który kończy szkołę średnią, musi iść do pracy lub na studia. Nie ma dla niego ścieżki, jeśli nie jest objęty szkoleniem centralnym. Kiedyś było stypendium za osiągniętą klasę zawodniczą. Za najwyższą można było dostać płacę minimalną. Gdyby tak było, teraz miałbym w klubie dziesięciu takich zapaśników. Co by woleli: dalej trenować czy na przykład iść do pracy fizycznej na budowę. To nie tylko problem zapasów, ale wielu innych sportów mniej medialnych, które pokazywane są głównie podczas igrzysk. To dotyka też choćby judo, boksu amatorskiego, szermierki czy kajaków. Poza igrzyskami pokazywane są urywki, jak jest medal. To nie przyciąga sponsorów. Ze sportów indywidulanych tylko lekka atletyka jest pokazywana, a resztę traktuje się po macoszemu. Kiedyś była liga zapasów i to pomogło dyscyplinie, ale też przestała istnieć. Samorządy i państwo nie pomagają takim sportom? - Każda gmina czy miasto przyznaje pieniądze na sport młodzieżowy, ale to nie są wielkie dotacje. To raczej ministerstwo powinno się zastanowić, jak ratować te mniej medialne sporty. Pan działa w AKS Piotrków. Jak to wygląda w tym klubie? - Na ostatnich mistrzostwach Polski juniorów zdobyliśmy cztery medale i wygraliśmy klasyfikację punktową. Dostajemy 110 tys. zł rocznie dotacji z urzędu miasta. Sam wynajem hali do treningów pochłania 20 tys. zł, a do tego jeszcze siłownia i basen. Wyjazd na mistrzostwa Polski juniorów kosztował nas 6 tys. zł. A w klubie trenuje około 80-100 osób i wciąż jeździmy na różne zawody. Korzystamy też ze wsparcia Ludowych Zrzeszeń Sportowych i możemy liczyć na kilku prywatnych sponsorów. To nam pozwala zaoferować stypendia dla medalistów na poziomie 800-1100 zł. Czego brakuje jeszcze zapasom, by wróciły medale? - Rywalizacji. Wspomniany Arek Kułynycz ma w Polsce jednego sparingpartnera na poziomie. Kiedy ja walczyłem w każdej kategorii wagowej było kilku równorzędnych zawodników. Walcząc ze sobą podnosiliśmy swój poziom. Pięć polski medali w zapasach na jednych igrzyskach może się jeszcze zdarzyć? - Myślę, że to się już nie powtórzy. Zmniejszyła się tez liczba kategorii wagowych. Kiedyś mężczyźni walczyli w dziesięciu, czyli w dwóch stylach było 20 kompletów medali. Teraz jest tylko 12 plus sześć w zapasach kobiet. Zapasy to też nie pływanie, w którym świetny zawodnik może zdobyć sześć medali lub cztery złote jak teraz Leon Marchand dla Francji. Tu masz jedną szansę, wystarczy jeden błąd i przegrywasz. I koniec marzeń o złocie. Zostaje szansa na brąz, ale ona już nie zależy tylko od zapaśnika. Rozmawiał Andrzej Klemba