Po przegranym meczu z Hiszpanami (29:30), sędziowanym przez rosyjski duet Igor Czerniega i Wiktor Poładienko, zawodnicy schodzili do szatni załamani. Niektórzy mieli łzy w oczach, a jeszcze inni byli tak nabuzowani, jak butla gazu przed wybuchem. Dawno też nikt nie widział tak zdenerwowanego i roztrzęsionego trenera. Wydawało się, w kilkakrotnie urywanej rozmowie z dziennikarzami, że zaraz kopnie w halę, a ta rozpadnie się jak domek z kart. - Gdzie tu jest walka fair, kto przestrzega olimpijskich zasad czy dewizy MKOl Citius-Altius-Fortius, kto przejmuje się tym, że 8 sierpnia składane było na stadionie w Pekinie ślubowanie, kto? - pytał donośnym głosem Bogdan Wenta. Po chwili mocno podkreślił: - Tu grają układy, wiem coś na ten temat. Zresztą nawet i laik tak to oceni, gdy zobaczy mecz na wideo. Podam tylko jeden z przykładów - Lijewski zostaje powalony potężnym ciosem, a sędzia uznaje, że nic się nie stało. Po chwili nasz zawodnik dotyka dłonią Hiszpana, nawet go nie trąca, i ... dostaje karę Trener kadry zastrzegł, że te mocne słowa, które wypowiada publicznie pod adresem arbitrów, nie są szukaniem tłumaczenia porażki. - Daleki jestem od tego, ale gramy w turnieju olimpijskim pod pięknymi hasłami, i to chyba powinno zobowiązywać. Co najbardziej boli? - Ano to - odpowiada szkoleniowiec, że się walczy przez 60 minut, chłopcy dają z siebie wszystko, tylko po co? Jak mają wygrać Hiszpanie, to niech wygrają, ale po czystej walce. Nie znoszę, nie toleruję układów. To się w głowie nikomu nie mieści jakie ja tu zauważyłem. Mam obawy co do wyników w kolejnych meczach. Trener podał też przykład, że sędziowie zwracali mu uwagę na drobnostki, a ... - Temu drugiemu w ogóle. Dlaczego? Bo ma więcej medali na szyi? Odnoszę wrażenie, że nie traktują tu nas poważnie, ale my im jeszcze pokażemy. Nie jesteśmy chłopcami do bicia. Zawodnicy włożyli w ten mecz wiele serca, grali twardo, ale fair. Dlatego będę ich bronić, bo taką postawę bardzo sobie cenię. Po chwili "odpoczynku" na odreagowanie, złapanie oddechu, Wenta przyznał, że patrząc od strony czysto sportowej, zgadza się z poglądem, iż w momencie pięciobramkowej przewagi, jego podopieczni słyszeli już ... końcowy gwizdek; _ Może i tak, bo zabrakło konsekwencji. Mateusz Jachlewski czuje ogromny niedosyt i zgadza się z opinią trenera. - Prowadząc różnicą pięciu bramek, koledzy z drużyny za bardzo uwierzyli, iż przeciwnik jest już na widelcu. Byliśmy chyba zbyt litościwi dla Hiszpanów. Trzeba było ich dobić. A tak oni to zrobili. Najpierw do nas doszli, zadali cios i na kontrę nie było już czasu. Czy zabrakło sił w końcówce? - Absolutnie, mamy ich sporo, starczy na parę meczów. Solidnie przepracowaliśmy okres przygotowawczy i akumulatory są odpowiednio naładowane. - Wracamy do wioski i myślimy o Brazylijczykach, z którymi spotkaliśmy się dwukrotnie - przed mistrzostwami świata wygraliśmy różnicą dwóch bramek, a potem nieco wyższą. I przyznam, że oba pojedynki były ciężkie, nie za bardzo nam w nich jakoś szło. Podobnie chyba będzie tu, w Pekinie. Oni nie wyjdą na parkiet i nie położą się. Zwycięstwo musimy im zabrać, wyszarpać, a na to mamy siły - dodał Jachlewski. Janusz Kalinowski , Pekin Zobacz tabele turnieju olimpijskiego piłkarzy ręcznych