Czy to był najbardziej burzliwy sezon w pańskiej karierze? Jakub Wawrzyniak: O nie. Najbardziej burzliwy był ten po powrocie z Panathinaikosu Ateny dwa lata temu (piłkarz został wówczas zawieszony za stosowanie zakazanych środków - przyp. red.). Każdy następny, w porównaniu do tamtego, jest spokojniejszy. Choć nie ma co ukrywać, że ostatnie rozgrywki również były ciekawe. Dla mnie spowodowane było to głównie przesunięciem do zespołu Młodej Ekstraklasy. Czy to karne zesłanie jesienią ub.r. było dla pana punktem zwrotnym w tym sezonie? J.W.: Raczej nie, ponieważ po powrocie do pierwszego zespołu mało grałem. W moim przypadku można chyba mówić o dwóch różnych rundach. Jesienią grałem słabo, ale nie jestem środkowym obrońcą i źle czułem się na tej pozycji. Nie ukrywałem, że dużo więcej jestem w stanie dać zespołowi na lewej obronie. Wiosną grałem właśnie na tej pozycji i potwierdziłem, że tam czuję się dużo lepiej. Czy informacje pod koniec sezonu odnośnie zmiany trenera Legii, nie wpływały na zespół demobilizująco? J.W.: Jeżeli tak było, to chciałbym zobaczyć Legię jak będzie grała, jeżeli będzie się działo coś co będzie ją mobilizowało. Przecież ostatnie mecze wygraliśmy, mimo tych doniesień. Staraliśmy się nie czytać informacji dotyczących nowego trenera, a zespół absolutnie nie przejmował się kolejnymi spekulacjami. Franciszek Smuda powołał pana w trybie awaryjnym - kontuzji doznali Arkadiusz Głowacki i Maciej Sadlok. J.W.: Debiutuję w kadrze Smudy i dla mnie nie ma absolutnie żadnego znaczenia, czy będę powoływany w pierwszej turze, czy w tzw. trybie awaryjnym. Najważniejsze, że będę miał okazję zagrać w biało-czerwonych barwach. Czy mecze z rezerwowym składem Argentyny, a potem z Francją, będą wymiernymi wskaźnikami formy reprezentacji Polski na blisko rok przed mistrzostwami Europy? J.W.: Bez względu na to jacy piłkarze przyjadą do Warszawy, nie można tego składu nazywać rezerwowym. Obydwa zespoły to przecież potęgi piłkarskie. W tych drużynach są świetni zawodnicy, którzy z pewnością dadzą z siebie wszystko, żeby z Polską nie przegrać. Co do Euro, to uważam, że mimo wszystko mamy jeszcze dużo czasu. Życie piłkarza jest bardzo przewrotne. Na moim przypadku widać, że przez pół roku można wiele zmienić. Mam na myśli ostatni sezon w moim wykonaniu. Ma pan za sobą już mistrzostwa Europy w 2008 roku. Czy presja może sparaliżować biało-czerwonych? J.W.: Co prawda zagrałem tam tylko w jednym meczu, ale atmosfera na takim turnieju jest fantastyczna. To są wspaniałe chwile w życiu piłkarza i każdy z nas do tego dąży. Na pewno mamy świadomość stawki o jaką toczy się każde spotkanie, ale presji jako takiej się nie odczuwa. Po prostu trzeba wykonywać swoją pracę najlepiej jak się potrafi. Rozmawiał Marcin Cholewiński