Wasilewski nie może jednak pogodzić się z decyzją arbitra. Uważa, że został wyrzucony z boiska niesłusznie. "Nie chcę się głupio tłumaczyć i wiem, że brzmi to niepoważnie, ale ta kartka była naprawdę niesłuszna. Jestem całkowicie załamany i koszmarnie wkurzony, nie wiem, co powiedzieć" - powiedział "Wasyl" "Przeglądowi Sportowemu". "Nie mam pojęcia, co temu sędziemu odbiło. Starłem się z jednym z przeciwników, a on leci do mnie z żółtą kartką. Przy drugiej, owszem, był faul. Lekko trąciłem wychodzącego sam na sam z bramkarzem rywala. Facet stracił równowagę, przebiegł dwa metry i wyłożył się w polu karnym. A sędzia dał karnego i wyrzucił mnie z boiska. No jakaś komedia" - twierdzi piłkarz, który w karierze otrzymał trzy czerwone kartki, z czego... trzy w pucharach. "Każda z nich była niesprawiedliwa. Ja rozumiem, gdybym komuś złamał nogę, zrobił niebezpieczny wślizg, ewidentny faul. Tymczasem kartki dostaję za idiotyzmy" - rozkłada ręce Wasilewski. Na domiar złego po meczu obudził się ze spuchniętą nogą. Okazało się, że ma naciągnięte więzadło i będzie musiał pauzować nawet kilka tygodni. Zły na Polaka jest trener Anderlechtu, Ariel Jacobs. Nie tylko za kartkę. Szkoleniowiec wścieka się, że "Wasyl" jeszcze nie nauczył się mówić po francusku. Zapowiedział już, że jeśli nie nauczy się języka w trzy miesiące, to będzie miał w klubie duże kłopoty.