Wasilewski jako jeden z nielicznych polskich piłkarzy ma pewne miejsce w podstawowym składzie drużyny z zachodniej Europy. - Nie gram praktycznie tylko wtedy, kiedy łapię kartki. Niestety trochę ich zawsze uzbieram. To jednak wynika z ambicji i porywczego charakteru, a nie z brutalności. Po prostu na boisku chcąc pomóc drużynie daję z siebie wszystko, nie kalkuluję, nie zastanawiam się, czy mogę dostać kartkę czy nie, tylko walczę - powiedział niespełna 28-letni piłkarz. Ostatni sezon także uznał za udany. - Choć w pewnym momencie przeżywaliśmy wyraźny kryzys, to ostatecznie ligę zakończyliśmy na drugim miejscu w tabeli i zagramy w kwalifikacjach Ligi Mistrzów. Ostatnim akordem sezonu był finał Pucharu Belgii, który także rozstrzygnęliśmy na swoją korzyść, czym uczciliśmy stulecie klubu. Nie było więc źle - ocenił. Były zawodnik Hutnika Kraków, Śląska Wrocław, Wisły Płock, Amiki Wronki i Lecha Poznań jest zadowolony, że w pierwszej części zgrupowania szkoleniowcy zindywidualizowali treningi i dopasowali obciążenia do aktualnej formy piłkarzy. - To wszystko naprawdę było robione z głową. Sztab medyczno-szkoleniowy "prześwietlił" nas na wylot i wiedział czego komu potrzeba. Jedni trenowali trochę mniej, inni uzupełniali braki. Taki sposób pracy bardzo mi odpowiada, choć zdrowia to akurat nigdy mi nie brakowało - dodał. O meczach mistrzostw Europy jeszcze nie myśli. - Na razie skupiamy się na przygotowaniach. Czuć rywalizację o miejsce w składzie, każdy trening i czekające nas sparingi stanowią szansę, by przekonać do siebie selekcjonera. Na koncentrację przed spotkaniami ME przyjdzie czas już na miejscu, w Austrii - przyznał. Choć zagrał w 11 meczach eliminacji ME nie czuje się pewniakiem do gry w podstawowej jedenastce. - Na razie muszę się martwić, by w ogóle pojechać na Euro. Jak tego będę pewny, to postaram się wywalczyć miejsce w wyjściowym składzie. Paweł Golański moim największym rywalem? Raczej jednym z rywali, bo wariantów obsadzenia pozycji prawego obrońcy jest kilka - stwierdził Marcin Wasilewski. W domu w Brukseli pozostawił żonę z dwójką dzieci, z których młodsze ma niespełna trzy tygodnie. - Ciężko się było rozstać z rodziną, ale taka praca, cóż zrobić. Na szczęście wszystko jest w porządku, zdrowie dopisuje. Mamy jednak z żoną gorącą linię, rozmawiamy codziennie - zakończył 25-krotny reprezentant Polski. Z Donaueschingen - Paweł Puchalski