- Kolejna ważna sprawa, że nie ma zakażenia we wciąż otwartej ranie i być może jutro zamkną ranę. Jeśli za tydzień nadal nie będzie infekcji, to założą gwóźdź sródszpikowy, czyli taki pręt w kości, aby stabilizował nogę - dodał. - Czy ten gwóźdź zostaje na stałe, czy się go usuwa? - U piłkarzy raczej się go usuwa, ale zwykłemu człowiekowi często się zostawia. - Jak bardzo boli teraz Marcina? - Piekielnie. On jest na morfinie, żeby nie cierpieć. Dlatego nie odbiera telefonów, bo jest trochę odurzony. Lekarz Anderlechtu prosił, byśmy dzwonili do niego w przyszłym tygodniu. Nie mieliśmy z nim bezpośredniego kontaktu. On sam, raz, zadzwonił do swojego największego przyjaciela z kadry, Darka Dudki. Był mocno zakręcony... Na razie mamy kontakt przez lekarza Anderlechtu. - Rzeczywiście Marcin może wrócić do gry już w marcu? - Tak mówił lekarz klubowy. Jeśli nie będzie infekcji, jeśli za tydzień włożą ten gwóźdź to tak może być. Kości zostały złożone, wyglądały jak złamana gałąź. - Kiedy wyjdzie ze szpitala? - Minimum za miesiąc, choć ciężko powiedzieć. Ale, jeśli założy gwóźdź śródszpikowy, po paru dniach powinien chodzić o kulach. Na ranie będzie miał opatrunek. A ten dłuższy pobyt w szpitalu, to na wszelki wypadek. Aż rana się zagoi, żeby nic się nie przypałętało. - Marcin kopnie jeszcze piłkę? - Z tego, co usłyszeliśmy we wtorek wieczorem, to na pewno. - Pan przeżył coś takiego w swojej lekarskiej karierze, był pan przy takim wypadku? - Przy takim otwartym złamaniu nie. Choć kiedyś przy mnie piłkarz umarł na boisku...