Ile może zdziałać zawiść, bezduszność, nonszalancja i głupota? Za chwilę się przekonamy. Kiedy cztery miesiące temu wprowadzała się do Warszawy szkółka Barcelony, wybuchł gigantyczny entuzjazm. W tydzień zgłosiło się do niej trzy tysiące dzieci, z których 650 rozpoczęło treningi. Rodzice decydowali się wozić maluchy z odległych miast. Nikt nie oczekiwał cudów, ale w kraju, w którym szkolenie młodzieży leży kompletnie, Escola wydawała się powiewem świeżego powietrza. Wszyscy mieli w pamięci filmik, który podbił Internet pokazujący mecz 11-latków szkolonych w Legii i Barcelonie. Mali Katalończycy wygrali go 7-0 obnażając analfabetyzm futbolowy naszych dzieci. A przecież Legia to klub, który podobno najlepiej w Polsce pracuje z młodzieżą. Przypominam. Mówimy o kraju, którego premier wyznał kiedyś, że jego najskrytszym marzeniem było zdobycie przewrotką gola dla Polski w finale piłkarskich mistrzostw świata. Jego pomysłem i dumą są "Orliki". Z tej samej partii pochodzi rządząca Warszawą Hanna Gronkiewicz-Waltz. Tymczasem jej urzędnicy lekceważą szkółkę Barcelony, a pani dyrektor ds. sportu Renata Popek z rozbrajającą szczerością wyznaje w "Gazecie Wyborczej", że na temat projektu nie wie nic. Projektu, który był oczkiem w głowie jej poprzednika Wiesława Wilczyńskiego! Zapewne szkoła nie jest bez wad, ale traktowanie jej jak przedsięwzięcie czysto komercyjne, podwajanie stawek za wynajęcie boisk i hal jest działaniem pozbawionym elementarnej wyobraźni. Albo Warszawa chce zadbać o 650 dzieci z Escoli, albo chce na nich zarabiać? Wyższe stawki wcześniej czy później mogą spaść na barki rodziców. "La Masia" dała nadzieję, że jej metody pracy przeszczepione nawet na jałowy, polski grunt wydadzą owoce. Przy tym warszawska Escola nie chciała kraść Polsce piłkarskich talentów, ale szkolić je między 6, a 12 rokiem życia, by potem oddać polskim klubom. Stołecznym klubom się to jednak nie podobało. Wilczyński wspominał, że projekt od początku grzązł w zawiści. Szefowie Escoli mają wady i własne interesy, z pewnością nie należy traktować ich jak samarytan bezinteresownie walczących o zbawienie polskiej piłki. Nie chodzi też o samą Barcelonę, niechby to był Real Madryt, Bayern Monachium, Milan, czy Ajax, lub chociaż Sparta Praga. Skądkolwiek pochodziłyby wzorce szkolenia, byłoby dla Warszawy dobrze. Wszędzie futbol jest lepszy niż u nas, gdzie piłkarz pokroju Roberta Lewandowskiego rodzi się raz na 20 lat. Pycha PZPN, oraz odpowiadających tam za szkolenie Jerzych Engelów i Antonich Piechniczków wyrządziła już polskim dzieciakom dość krzywdy. Trenerzy w polskich klubach nauczyli je głównie przekleństw i podrabiania legitymacji. Czas, by ktoś nauczał je gry w piłkę. Nie umiemy sami? Uczmy się od innych. Na przykład od klubu, którego trzech wychowanków zajęło wszystkie miejsca na podium w plebiscycie "Złota Piłka" za rok 2010, a w 2011 roku było ich tam "zaledwie" dwóch, na pierwszej i trzeciej pozycji. Escola jest zła dla stołecznych urzędników, polskich klubów, PZPN. Niech znika z mapy Warszawy. Niech "Orliki" zapełnią się prawdziwymi patriotami, uczącymi się według polskich metod. To rzecz jasna czysta ironia. Może do pustej głowy urzędnika przemówi chociaż entuzjazm tych 650 dzieci trenujących w Escoli? FC Barcelona poradzi sobie bez Warszawy. Poradzi sobie nawet bez Polski. Tylko czy nasz futbol poradzi sobie bez europejskich standardów? Polskie już się dawno skompromitowały. Dyskutuj na blogu Darka Wołowskiego