Oficjalne badania lekarskie potwierdziły jednak, że Kubańczyk doznał kontuzji więzadeł krzyżowych. Dlaczego zatem werdykt sędziów głosi zwycięstwo "Doktora Żelaznej Pięści" przez KO w pierwszej rundzie? A miało być tak pięknie... Odlanier Solis miał być najtrudniejszym rywalem Witalija Kliczki od czasu pamiętnej batalii z Lennoksem Lewisem w Los Angeles. Niepokonany na zawodowych ringach pretendent, od tygodni zapowiadał detronizację panującego Ukraińca, co tylko podsycało w sercach kibiców nadzieję na spektakularne widowisko. Odchudzony ponad sześć kilogramów Solis, solidnie przygotowany i bojowo nastawiony do swojego pierwszego pojedynku o prestiżowy pas mistrza świata, sprawiał wrażenie pięściarza mogącego pokusić się o niemałą niespodziankę. Dla koneserów zawodowego boksu rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna, o wiele bardziej brutalna. Kubański challenger dłużej wychodził do ringu, niż na nim przebywał. Już pod koniec pierwszej rundy zakończył swoją "mistrzowską przygodę", w pechowych okolicznościach padając na ringowe deski. Smutek wydaje się tym bardziej spotęgowany, że oficjalny pretendent z "Gorącej Wyspy" miał być najstraszniejszym koszmarem Witalija Kliczki od 2003 roku. W przeciwieństwie do wielkich oczekiwań, Odlanier okazał się jedynie "spokojną drzemką". Najmniej wymagającym spośród ośmiu kandydatów do tronu królewskiej kategorii, którzy stawali naprzeciw "Doktora Żelaznej Pięści". Żaden bowiem z przeciwników Ukraińca w batalii o mistrzowski pas nie zakończył swojej bitwy wcześniej, niż przed ósmą rundą. Pech sprawił, że Odlanier musiał spasować już po pierwszej odsłonie starcia, a obligatoryjna obrona okazała się dla Kliczki najłatwiejszą w karierze. Pojedynek Solisa z Witalijem klasyfikowany był jako potyczka z "górnej półki", mająca ożywić cierpiącą na brak wielkich konfrontacji wagę ciężką. Było inaczej, bo sobotnia walka nie zdążyła na dobre się rozkręcić, a meksykański sędzia Jose Guadalupe Garcia zmuszony był ją przerwać. Co wydarzyło się na ringu w Kolonii? W końcowych sekundach pierwszej rundy Odlanier Solis zdecydował się na przeprowadzenie ofensywnej akcji. Posłał w kierunki Ukraińca kilka sygnalizowanych ciosów, nadziewając się na nieczysty, kontrujący prawy sierpowy. Po chwili "La Sombra" upadł na deski, nie mogąc wstać przy wyliczaniu przez sędziego. Nogi pretendenta nie sprawiały jednak wrażenia lekkości, jak po zamraczającym uderzeniu. Mimo iż w momencie przyjęcia ciosu Kubańczyk przeniósł ciężar ciała na lewą nogę, po upadku na matę, z grymasem na twarzy złapał się za prawe kolano. Czy jednak kontrujący prawy Witalija - przypomnijmy, że nieczysty, był na tyle mocny, by posłać ponad sto kilogramów żywej masy na deski? Cała sytuacja nie byłaby tak kuriozalna, gdyby nie rozbieżność zdań samych pięściarzy odnośnie dziwacznego zajścia na Lanxess Arenie. Kliczko uparcie zapewniał zebraną publiczność, że nokautującym ciosem czysto trafił w skroń Solisa. Hawańczyk z kolei twierdził, że posłuszeństwa odmówiło kolano, natomiast ciosu Ukraińca w ogóle nie odczuł. Również promotor Solisa - Ahmet Oner krzyczał z ringowego narożnika do reporterów : "Es war ein Knie" - to było kolano! Oficjalne badania lekarskie obaliły hipotezę symulacji, potwierdzając kontuzję kubańskiego pięściarza - uszkodzenie więzadeł krzyżowych oraz chrząstki w prawym kolanie. Najdziwniejsze okazuje się zachowanie Witalija, który po powaleniu mistrza olimpijskiego z Aten żywiołowo ruszył w jego kierunku z wiązanką mocnych słów. Dopiero interwencja młodszego Władimira, powstrzymała brata przed niepotrzebną agresją. Widać jednak było wyraźne zdenerwowanie czempiona WBC. Po co to wszystko, skoro Ukrainiec solennie zapewniał zebranych widzów, że czysto trafił? A może słowa mistrza świata miały tylko uspokoić rozjuszoną obrotem sprawy publiczność w hali? Nie od dziś wiadomo, że "Witek" słynie z armatniego uderzenia. Wiadomo też, że dla Odlaniera Solisa pojedynek miał być ukoronowaniem trudnej drogi, jaką przeszedł od czasów amatorstwa, aż po zawodowstwo, dlatego nie dopatrujmy się teorii spiskowych. Jeden z najbardziej cenionych fachowców bokserskiego rzemiosła, ekspert ESPN - Dan Rafael podsumował całe zajście dość mocnym komentarzem. - Solis nie wziął pieniędzy i nie uciekł. On wziął pieniądze i pokuśtykał - tłumaczył swoją teorię Rafael. Smutne słowa, zważywszy na kibiców, którym przyszło płacić nie za emocjonujące boksowanie, a kuśtykanie spowodowane niefartownym zbiegiem okoliczności. "Jeśli kłamię, niech skonam!" Obszerne wyjaśnienia złożył na konferencji prasowej zorganizowanej po walce promotor Kubańczyka - Ahmet Oner. - Mój zawodnik najprawdopodobniej zerwał więzadła w kolanie. Wstał, ale nie był w stanie kontynuować pojedynku. Przebywa w szpitalu, gdzie przechodzi badania, jednak powiedziałem lekarzom by od razu go operowano. Czeka nas ciężki zabieg i długa rehabilitacja. Też czuję niesmak tego, że wszystko zakończyło się w takich okolicznościach. Chcemy walczyć tylko z najlepszymi, przepraszamy zawiedzionych kibiców. Nie kłamię! Jeśli kłamię, niech skonam - zapewniał agent Solisa. Czy słowa Onera okażą się dostatecznym wytłumaczeniem dla kibiców, którzy nakręcają marketingową karuzelę, płacąc za oglądanie pojedynków krocie? Nie sądzę. Najdroższe bilety na bokserskie show to wydatek rzędu połowy polskiej średniej krajowej płacy, dlatego fani mają prawo czuć się zniesmaczeni sytuacją zaistniałą w Kolonii. Szkoda tylko, że zawodnika, który ryzykuje własne zdrowie, a w przypadku boksu nawet i życie, w obliczu nieszczęśliwego urazu, nagrodzono gwizdami i głośnym buczeniem. Podobnie jak i niemiecka publiczność zgromadzona na Lanxess Arenie, każdy kibic pięściarstwa liczył zapewne na więcej. Czy w obliczu oficjalnie potwierdzonej kontuzji zostanie zatem anulowany werdykt przyznający zwycięstwo Kliczki przez KO? Ze sportowego punktu widzenia i dla dobra dyscypliny, dobrze byłoby, gdybyśmy doczekali się walki rewanżowej, bo obiecująca dyspozycja Solisa w pierwszej odsłonie starcia pokazała wszystkim, że zdrowy Kubańczyk może być naprawdę mocnym pretendentem. Witold Berek