Swoją przygodę z tą dyscypliną zaczynała ponad 20 lat temu, kiedy żeńskie rugby było w Polsce jeszcze w powijakach. Mimo to, ma na swoim koncie wiele sukcesów, z mistrzostwami kraju i występami w reprezentacji. - To się zaczęło w 2001 roku, grałyśmy jako Hools Girls Arka Gdynia. W moim liceum była również szkoła zawodowa i technikum. Wielu chłopców stamtąd grało w rugby, byli to nasi znajomi ze szkoły, zapraszali nas na mecze. I któregoś lata zaprosili nas na turniej plażowy, na którym grały też dziewczyny. I już tydzień później występowałyśmy razem z nimi! I tak, przez moją grupę przyjaciół złapałam bakcyla rugby - opisuje swoje początki Monika Macoń. Koniec kariery przez kontuzję Niestety uraz kręgosłupa sprawił, że nie mogła kontynuować kariery zawodniczej. Postanowiła jednak pozostać w rugby, ale poszła dość nietypową drogą. - Kontuzja nie pozwalała mi na szarże, kontakt z przeciwnikiem, ale nie utrudniała biegania, dlatego sędziowanie było najlepszym rozwiązaniem, żeby zostać przy dyscyplinie. Próbowałam sił jako trenerka, ale sędziowanie sprawia, że jestem na boisku, bliżej gry, bliżej tego, co kocham. I sprawia mi to sporą przyjemność - wyjaśnia. - Zaczęłam od sędziowania "siódemek", olimpijskiej odmiany rugby. Sama grałam właśnie w "siódemki", dlatego łatwo było mi się przestawić z zawodnika na sędziego. Poszło szybko i gładko - dodaje. Obecnie sędziuje również mecze "15", zarówno jako arbiter boczny, jak i główny. - Zdarzyło mi się już dwukrotnie jako główna sędziować spotkania Ekstraligi. Tam jednak jeszcze nie czuję się tak pewnie, jak np. w I lidze, gdzie sędziuje regularnie i nie mam z tym kłopotów. To chyba kwestia "głowy" i odpowiedniego przygotowania mentalnego - uważa Monika Macoń. Mimo tego, że w środowisku sędziowskim jest jedyną kobietą, nie ma mowy o żadnych ulgach. - Egzaminy mam takie same, jak mężczyźni, nie ma taryfy ulgowej ze względu na to, że jestem kobietą. Jeśli zaliczę egzamin sprawnościowy i teoretyczny, mogę sędziować. Tak samo jak mężczyźni i to stawia mnie na równi z nimi - wyjaśnia była reprezentantka Polski. Przyznaje jednak, że nie jest łatwo przyciągnąć kobiety do sędziowania rugby. Wskazuje przede wszystkim na problemy z jakimi musi zmagać się całe środowisko. - Robimy, co możemy. Zapraszamy wszystkie dziewczyny, które z różnych powodów kończą grać. Problemem w naszym środowisku jest brak szacunku do sędziów i to, jak niektórzy trenerzy przedstawiają ich rolę. Jeśli drużyna przegrywa, to jest wina sędziów. Mówi się zawodnikom, żeby się nie przejmowali, że przecież zagrali dobrze, ale przegrali przez złą decyzję sędziego. Każdy się uczy. Młodzi sędziowie, którzy do nas przychodzą, szybko się zniechęcają. Nawet na turniejach "siódemek" trenerzy cały czas krzyczą, na młodych sędziach odreagowują szczególnie. To daje zły przykład zawodniczkom, które kończą karierę, które mogłyby sędziować, zostać przy dyscyplinie, ale po prostu nie chcą - ubolewa Macoń. Jej samej jest nieco łatwiej, choć szczególnie w przypadku zawodników, którzy od niedawna grają w rugby, zdarzają się różne sytuacje. - Niektórych zawodników znam 20 lat, bo tyle jestem przy dyscyplinie. Oni mnie również, wiedzą, że grałam na poziomie kadry, tworzyłam kobiece rugby w Polsce, a teraz powoli pnę się po kolejnych szczeblach i szanują to, co robię. Jeśli przychodzi ktoś nowy, to może mnie zapytać, co ja wiem o rugby, ale zawsze odpowiadam, że coś jednak wiem, bo jestem z tą dyscypliną związana przez 20 lat. Zdarza się, że młodych zawodników, którzy mnie nie znają, czasem ponosi ułańska fantazja, ale wtedy mówię, że ich nie było jeszcze na świecie, a ja już grałam w rugby. Niestety ktoś, kto dopiero zaczyna, może nie mieć "jaj" i nie potrafić się wybronić - mówi w rozmowie z "Interią". Doceniona za granicą Kariera Moniki Macoń wykracza również poza nasz kraj, bo sędziuje również spotkania na poziomie reprezentacyjnych. - Jeśli chodzi o mecze międzynarodowe, to sędziuje tylko "siódemki". W czerwcu miałam jechać na mistrzostwa Europy do Moskwy, gdzie zagra również nasza kadra, ale z powodów zawodowych musiałam zrezygnować. W zamian za to będę sędziować turniej niższej dywizji na Chorwacji - mówi eksportowa polska arbiter. Część sędziów, którzy zaprezentują się podczas turnieju ME w Moskwie, zostanie desygnowanych do pracy podczas igrzysk olimpijskich w Tokio. Monika Macoń, choć cieszy się sporym szacunkiem w Rugby Europe, dość spokojnie podchodzi do tematu igrzysk. - Jest wielu młodszych sędziów, którzy mają olimpijskie aspiracje. Ja nie mam parcia, żeby dążyć do tego za wszelką cenę. Będę się bardzo cieszyć, jeśli wezmą mnie pod uwagę, ale już sam fakt, że jestem doceniana i zauważana na międzynarodowej arenie mi wystarcza. Fajnie byłoby wyjechać na igrzyska, ale mam świadomość swojego wieku - przyznaje. Pracę i karierę sędziowską Monika Macoń łączy również z byciem mamą. Jednak, jak sama mówi, nie ma problemów, żeby to wszystko pogodzić. - Mój mąż sam był zawodnikiem rugby i również przez kontuzje musiał zakończyć karierę. Dlatego w weekendy może zostać z dzieckiem w domu. Z wyjazdami nie ma problemu, dzielimy się obowiązkami, a zawsze są też dziadkowie i wujkowie, którzy chętnie zajmą się naszą córką - mówi Macoń, która przyznaje, że jeszcze nie zdążyła zabrać swojej córki na mecz. - Nigdy nam się to nie udało, głównie przez pogodę, no i pandemiczne obostrzenia. Ona ma dopiero cztery lata i też nie potrafi spokojnie wysiedzieć cały mecz. Zaczęła za to treningi w Arce Gdynia w zespole mikrusów. Bardzo jej się podoba i kto wie, może pójdzie w ślady rodziców?