- Chciałbym podkreślić, że nie zwolniliśmy Kamila Kieresia. Była to decyzja podjęta wspólnie z trenerem, do którego zachowujemy i zachowamy ogromny szacunek. Dla mnie nie był to typowy trener najemca, tylko ktoś znacznie więcej - człowiek, który w ostatnich latach przeszedł z GKS bardzo trudną drogę. Dlatego szacunek, mam nadzieję że wzajemny, jest i pozostanie - powiedział prezes bełchatowskiego klubu Konrad Piechocki. Kiereś w Bełchatowie pracował od 9 stycznia 2013 roku. Gdy obejmował stanowisko, piłkarze PGE GKS na półmetku rozgrywek ekstraklasy mieli na koncie zaledwie 6 pkt. W drugiej części sezonu, już pod jego wodzą, zespół wywalczył 25 oczek, a do utrzymania zabrakło mu jednego punktu. Pobyt na zapleczu ekstraklasy trwał jednak krótko, bo bełchatowianie wygrali rozgrywki 1.ligi i wrócili do krajowej elity. Początek bieżącego sezonu był dla beniaminka na tyle udany, że w sierpniu klub przedłużył do 2016 r. umowę szkoleniowca. Kolejne miesiące były jednak coraz mniej udane dla Kieresia i jego drużyny. W minionych jedenastu kolejkach bełchatowianie zdobyli tylko pięć punktów. Wiosną w sześciu meczach doznali aż pięciu porażek i zanotowali tylko jedno zwycięstwo - 3:1 nad krakowską Wisłą. W miniony piątek PGE GKS w Szczecinie uległ 0:3 Pogoni. - Niestety, po zimowej przerwie zaczęliśmy rundę dość nieszczęśliwie. Mając optyczną przewagę przegrywaliśmy z Podbeskidziem czy nawet z Lechią i znaleźliśmy się w trudnej sytuacji. Tabela jest bardzo spłaszczona i każdy mecz, każda wygrana lub porażka pociąga cię w otchłań albo wynosi w górę. My tych punktów nie zdobywaliśmy i znaleźliśmy się w dolnej części tabeli, a nie taki cel sobie postawiliśmy. Dla nas była to niemiła niespodzianka - wyjaśnił Piechocki. Czarę goryczy dopełniła porażka w Szczecinie, gdzie PGE GKS stracił trzy gole a sam praktycznie nie zagroził bramce rywali. Po tym spotkaniu zarząd klubu i trener doszli do wniosku, że należy zakończyć współpracę. Zdaniem Piechockiego nie oznacza to jednak, że Kiereś definitywnie pożegnał się już z PGE GKS. - Szczegółowo nie rozmawialiśmy jeszcze na temat jego przyszłości. Padło jedynie stwierdzenie, że trener chciałby psychicznie odpocząć, stanąć z boku i zdystansować się do tego, co było. I teraz tak się pewnie stanie, a po sezonie usiądziemy i zastanowimy się, w jakiej roli mógłby pracować w klubie. Oczywiście, jeśli też będzie tego chciał - powiedział Piechocki. Wiosną piłkarze PGE GKS mieli zapewnić sobie miejsce w czołowej ósemce. Zdaniem prezesa klubu realizacja tego celu nadal jest jednak możliwa. - To najkrótsza droga do zapewnienia sobie utrzymania i wierzę głęboko w to, że tak się może stać. To nie jest sprawa zamknięta. Do ósmego miejsca tracimy pięć punktów, a do zdobycia jest jeszcze 15 - przypomniał Piechocki. W realizacji tego zadania ma pomóc nowy szkoleniowiec. Prezes podkreślił, że zatrudnienie na tym stanowisku Zuba nie było przypadkowe. - Założyliśmy sobie pewną filozofię i koncepcję budowania tej drużyny i, mimo niekorzystnych ostatnio wyników, uważamy, że jest ona dobra. Nie szukaliśmy więc takiego rozwiązania, które w sposób drastyczny miałoby to wywracać do góry nogami. Nie bez znaczenia był również fakt, że trener Zub zna środowisko, bo pracował już w Bełchatowie, gdzie był asystentem Oresta Lenczyka - wyjaśnił Piechocki. Dodał, że nowy szkoleniowiec PGE GKS to człowiek z ogromną klasą, kulturą osobistą i warsztatem szkoleniowym. - W ostatnim czasie osiągnął ogromne sukcesy z Żalgirisem Wilno. Mam nadzieję, że spojrzy na obecną sytuację naszego zespołu chłodnym okiem i potrafi wykrzesać z tej drużyny tyle, by zaczęła wygrywać - zakończył Piechocki. Po 25 kolejkach PGE GKS z dorobkiem 30 punktów zajmuje 13. miejsce w tabeli ekstraklasy.