Do dziś, choć od wypadku w Val d'Isere minęło ponad 20 dni, Vonn nosi klamerkę wzmacniającą nadgarstek. Wcześniej musiała przyklejać kijek do prawej ręki taśmą. Z dobrym skutkiem, bo po raz drugi z rzędu triumfowała w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, jako druga w historii narciarstwa Amerykanka (po Tamarze McKinney). Podczas niezliczonych spotkań i gratulacji odbieranych w ojczyźnie, musi chować prawą rękę ze zranionym palcem, co jest dość niezręczne przy powitaniach. Mistrzyni wybacza się jednak, gdy wyciąga do uścisku lewą rękę, bo o kontuzji wie wiele osób. W wywiadzie dla agencji Associated Press Vonn przyznała, że martwi się, czy nie będzie musiała poddać się drugiej operacji kciuka. Wciąż nie może go całkowicie zginać, a nawet obawia się, że nie będzie go mogła nigdy wyprostować. - Jest możliwe, że tkanka została zbyt mocno uszkodzona i nie odzyskam pełnej swobody ruchu, co może oznaczać konieczność przeprowadzenia kolejnej operacji. Mam jednak nadzieję, że leczenie przebiegnie pomyślnie. Jeśli więc wszystko pójdzie dobrze, pozbędę się bólu i za półtora miesiąca będę mogła zdjąć klamerkę - powiedziała Lindsey Vonn. Poza tym pechowym zranieniem Vonn miała wspaniały sezon. Poza zwycięstwem w klasyfikacji generalnej PŚ, dostała tzw. małe kryształowe kule za pierwsze miejsca w klasyfikacji zjazdu i supergiganta. W tych samych konkurencjach zdobyła złote medale mistrzostw świata w Val d'Isere. - Przykrą stroną tych radosnych chwil było zranienie palca. Miałam pozować do zdjęcia, na którym utrwalono by moment, gdy oblewam szampanem tłum. Nie tylko nikogo nie zrosiłam, ale nawet szampana nie wypiłam i przyjęcie skończyło się nagle i smutno. Nie zamierzam już nigdy, prawdopodobnie do końca życia, otwierać butelek szampana - wyjawiła Vonn AP dodając, że bardzo chce zdobyć złoty medal igrzysk w Vancouver. Dotychczas Vonn nie ma w swej bogatej kolekcji medali zimowych igrzysk olimpijskich.