Sędziowie z Lozanny utrzymali w mocy decyzję Włoskiego Komitetu Olimpijskiego (CONI), co oznacza, że Valverde będzie mógł brać udział w zawodach na Półwyspie Apenińskim dopiero po 10 maja 2011 roku. Międzynarodowa Unia Kolarska z nieukrywaną satysfakcją przyjęła werdykt trybunału i zapowiedziała, że rozważy rozszerzenie sankcji przeciwko Hiszpanowi na inne kraje. Valverde już poniósł konsekwencje swojego udziału w aferze Puerto. Nie wystartował w ubiegłorocznym Tour de France, ponieważ jeden z etapów zahaczał o terytorium Włoch. Ścigał się za to z sukcesami w innych krajach, wygrywając m.in. wyścigi dookoła Katalonii, Dauphine Libere i Vuelta a Espana. Dało mu to drugie miejsce w rankingu UCI na zakończenie sezonu 2009 (za Alberto Contadorem). W ubiegłym tygodniu zasygnalizował wysoką formę w wyścigu Paryż-Nicea, w którym był drugi, również za Contadorem. Afera Puerto wybuchła w maju 2006 roku. W gabinecie głównego podejrzanego, doktora Eufemiano Fuentesa w Madrycie policja zarekwirowała aparaturę do nasycania krwi tlenem, wiele pojemników z krwią i notatki z zaszyfrowanymi nazwiskami klientów. Ponieważ hiszpański wymiar sprawiedliwości umorzył sprawę ze względu na brak odpowiednich przepisów prawnych, śledztwo podjął Włoski Komitet Olimpijski. Valverde był pierwszym zagranicznym kolarzem zamieszanym w aferę dopingową Puerto, który stanął przed trybunałem CONI i 11 maja 2009 roku został ukarany dwuletnim zakazem startów we Włoszech. Według CONI nie było żadnych wątpliwości, że pojemnik numer 18, zawierający krew z erytropoetyną, który zarekwirowano podczas operacji Puerto, należał do Valverde. Koronnym dowodem było porównanie kodu DNA z próbki numer 18 z krwią pobraną od kolarza podczas Tour de France w 2008 roku, gdy wyścig na krótko wjechał na terytorium Włoch. O winie Hiszpana miały świadczyć także dokumenty potwierdzające przelewy finansowe między nim a Fuentesem.