"Decyzja jest ostateczna. Złożyło się na nią kilka czynników, ale szalę przeważył ciągle bolący achilles i obostrzenia postawione przez potencjalnego sponsora" - poinformował PAP rekordzista Polski na 200 m. Po tym jak szkoleniowiec Tadeusz Osik nie zabrał go na pekińskie igrzyska olimpijskie 32-letni Urbaś trenował "na pół gwizdka". "Czekałem cały czas na decyzję sponsora i miałem nadzieję, że zdołam przygotować się na sierpniowe mistrzostwa świata w Berlinie. Zostało jednak zbyt mało czasu, zaczął mnie boleć achilles i nie mogłem ryzykować, bo gdyby coś się nie udało musiałbym zwrócić otrzymane pieniądze" - skomentował. W tej chwili najszybszy Europejczyk na dystansie 200 m w hali w 2008 roku szuka pracy. Utrzymuje się z oszczędności i solarium, które prowadzi w Poznaniu. "Chciałbym zostać przy sporcie, mógłbym spróbować swoich sił w promocji, marketingu, czy w mediach. Wysłałem już parę CV i czekam na odpowiedzi. Jestem w stanie przeprowadzić się do Warszawy, bo wiem, że tam są większe możliwości" - powiedział PAP Urbaś, który nie wyklucza również pracy trenerskiej. Już teraz ma jednego zawodnika, którym regularnie się zajmuje. "Cieszy mnie to zajęcie i chętnie je wykonuję, ale nie wyobrażam sobie na razie pracy w klubie. Chciałbym jednak stworzyć grupę treningową lub udzielać konsultacji. Mam spore doświadczenie, współpracowałem z wieloma szkoleniowcami, mam swoje obserwacje i odczucia wewnętrzne. Chcę je teraz przekazywać innym" - dodał halowy mistrz Europy z Wiednia (2002). Jak przyznał, do najmilszych momentów w jego przygodzie na bieżni zalicza mistrzostwa świata w 1999 roku w Sewilli, gdzie w półfinale pobiegł 19,98. "To otworzyło mi drogę do międzynarodowej kariery. Miłych momentów jest jednak mnóstwo. Oczywiście najczęściej wspomina się sukcesy, ale oprócz tego jest też sporo rzeczy pozasportowych. Chociażby te wszystkie miejsca, które udało się zwiedzić, a na co pewnie nigdy by mnie nie było stać" - wspomina. Najbardziej zadowolony jest z poznania swojego idola, czterokrotnego srebrnego medalisty olimpijskiego Frankiego Fredericksa. "Udało mi się nawet z nim w jakimś stopniu zakolegować. Jednak po tym jak zakończył karierę kontakt nam się urwał" - powiedział. Nie zawsze było kolorowo. Jak dodał "mały żal i niedosyt pozostał". "Mogłem zrobić więcej. Byłem w stanie biegać regularnie na poziomie 20,00 - 20,20 s na 200 m, ale potrzebowałem na to 50-60 tys złotych rocznie na przygotowania. Niestety nie miałem takiego wsparcia i często cierpiała na tym odnowa biologiczna i brak odżywek" - podkreślił brązowy medalista halowych mistrzostw Europy z Madrytu (2005). "A żal? Chyba największy pozostał do trenera Osika, który nie zabrał mnie na igrzyska olimpijskie w zeszłym roku. To największe rozczarowanie w mojej karierze. W prywatnej rozmowie zapewniał mnie, że jeśli zdobędę srebrny medal mistrzostw Polski to do Pekinu pojadę. Drugi byłem na dwóch dystansach - 100 i 200 m, a do stolicy Chin nie poleciałem" - powiedział PAP. "Byłbym jednak hipokrytą, gdybym stwierdził, że moja kariera sportowa była nieudana. Myślę, że z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że miałem spore osiągnięcia. Dwa rekordy Polski - na stadionie (19,98) i w hali (20,55) na 200 m mówią same za siebie. Pierwszy z nich ma już ponad 10 lat i jeszcze na długo pozostanie" - uważa Urbaś i podkreśla, że "karierę kończy z tarczą".