- Wiem, że to nie był to nasz najlepszy mecz. Nie umieliśmy w niego wejść. Zostawialiśmy rywalom zbyt dużo miejsca i mogli zbyt łatwo operować piłką. Mieliśmy okazje, ale ŁKS także je miał. Nie pierwszy raz lepiej zaprezentowaliśmy się w drugiej połowie. Z czasem tych okazji mieliśmy coraz więcej. Najpierw idealnej nie wykorzystał Takesure Chinyama. Kiedy jednak Piotrek Giza nie trafił z bliska do bramki zaczęliśmy już tracić wiarę w zwycięstwo. Zdobyliśmy bramkę w niesamowitych okolicznościach, ale przecież Lech tak punkty zdobywał ze cztery razy. Nie przypominam sobie zbyt wielu spotkań, kiedy mieliśmy szczęście. Może z Polonią, kiedy wybijaliśmy dwukrotnie piłkę z linii bramkowej. Z drugiej strony mieliśmy z tą Polonią pecha, gdy u siebie remisowaliśmy 2:2 - ocenił Urban. - Dziś na pochwałę zasługuje cała drużyna. Grając do końca można odwrócić losy meczu. Wiem, że czeka nas bardzo trudna końcówka sezonu. Przed meczem z Wisłą jeszcze musimy powalczyć o finał Pucharu Polski w Chorzowie. Na wszelki wypadek ostrzegłem moich chłopaków, że między 40. a 50. rokiem życia to wiek zawałowy. Ja w takim wieku jestem i poprosiłem, żeby pamiętali tez o mnie - przyznał z uśmiechem szkoleniowiec "Wojskowych". Zaskoczeniem był brak w podstawowej "11" Legii Macieja Iwańskiego. - Zostawiłem na ławce Iwańskiego. Gdybyśmy nie wygrali zarzucano by mi, że zrobiłem błąd. Postanowiłem, że musi trochę odpocząć, by znowu złapać ten błysk jakim imponował jesienią - wyjaśnił Urban. - Gorzej, że za czwartą żółtą kartkę będzie musiał pauzować Jakub Rzeźniczak, który nie zagra przez to z Wisłą w Krakowie - zauważył trener Legii.