Zawodniczka dojechała do wioski dopiero o drugiej w nocy. Podróż zajęła jej 24 godziny, ponieważ gęsta mgła na lotniskach w Krakowie, Katowicach i Frankfurcie nad Menem spowodowała olbrzymie opóźnienia w lotach. - Przed startem w porannych eliminacjach spałam zaledwie trzy godziny. Byłam bardzo zmęczona i po tylu godzinach podróży miałam sztywne nogi. Plusem był fakt, że tak się martwiłam, iż w ogóle nie myślałam o występie. Dzięki temu wystartowałam na luzie i bez presji - przyznała Król. Kiedy zawodniczka wylądowała w Erzurum okazało się, że na lotnisku jest tylko jej deska snowboardowa, a bagaż nie dotarł. - Nie miałam w czym wystąpić. Od trenera Piotra Skowrońskiego pożyczyłam spodnie. Były za duże, więc musiałam ścisnąć je paskiem, żeby nie spadły w czasie jazdy. Bieliznę termiczną dostałam od koleżanki, a kask od Macieja Kota, który zdobył w nim dwa srebrne medale na skoczniach. Mi się nie udało, ale z czwartego miejsca jestem bardzo zadowolona - powiedziała. Król nie mogła wylecieć wcześniej z Polski, gdyż w ten weekend startowała w zawodach Puchar Europy w Szwajcarii, gdzie dwukrotnie zajęła siódme miejsce. Marcin Cholewiński, z Erzurum