Mało kto potrafi mówić o piłce nożnej z tak wielkim zaangażowaniem i tak ciekawie, jak jeden z najlepszych trenerów młodego pokolenia w Europie, Unai Emery. 40-letni Hiszpan od dwóch i pół sezonu prowadzi ekipę z Estadio Mestalla i nie ukrywa, że bezustannie towarzyszy mu presja sukcesu. Chociaż przed sezonem Valencię opuścił duet wielkich gwiazd - David Villa przeszedł do Barcelony, zaś David Silva zasilił naszpikowany gwiazdami Manchester City - oczekiwania wciąż są takie same. Klub chciałby nawiązać do wielkich sukcesów z przełomu XX i XXI wieku. Valencia regularnie zdobywała wówczas mistrzostwo Hiszpanii, potrafiła także dojść do finału Ligi Mistrzów. W lutowym wydaniu magazynu "World Soccer" ukazał się obszerny wywiad z trenerem Valencii, który ciekawie opowiada o specyfice pracy w lidze hiszpańskiej, różnicach w pracy trenerów w Primera Division i angielskiej Premier League, a także o tym, jak na pozycję szkoleniowców w hiszpańskich klubach wpłynęło przyjście do Realu Madryt Jose Mourinho. Piłkarskie szachy Emery rozpoczął pracę trenerską w konsekwencji kontuzji kolana, jakiej doznał jako piłkarz Lorca Deportiva. Jak sam twierdzi, od początku doskonale wiedział, że zostanie szkoleniowcem. - Pierwsze szlify trenerskie zbierałem jeszcze jako piłkarz. Oglądałem tak wiele meczów, jak tylko mogłem. Uwielbiam strategiczne myślenie - rzuty rożne, wolne, stałe fragmenty gry... Grałem kiedyś w szachy i szybko dostrzegłem, że piłka nożna ma w sobie wiele elementów z tej gry. Piłkarze nie poruszają się oczywiście tylko w określonych kierunkach, ale możesz nauczyć ich wielu rzeczy, schematów, do których powinni się stosować. Zawodnicy są narzędziami, których trener powinien użyć we właściwy sposób. Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Wielu szkoleniowców doskonale rozumie taktyczne zawiłości, kłopot w tym, że nie potrafią oni objaśnić ich swoim zawodnikom. Jaki sposób na to ma Emery? - Przed każdym meczem przygotowuję 15-20 minutowy film dla całej drużyny. Pokazuję charakterystyczne akcje przeciwników, staram się, aby zawodnicy zrozumieli, w jaki sposób przeciwnicy przedostają się pod bramkę. Oprócz tego każdy z piłkarzy dostaje pięciominutowy film o rywalu, z którym będzie toczył pojedynki. Obrońca o napastniku, defensywny pomocnik o rozgrywającym rywali i tak dalej... Czasem zawodnicy nie chcą tego oglądać. Wiecie, dziś piłkarze wolą iść do galerii handlowej, czy na imprezę, ale wtedy pytam ich: "Jaki to dla was problem? To pięć minut waszego czasu!". Fanatyk pracy Trener Valencii to człowiek uwielbiający pracę. Rozkłada grę na czynniki pierwsze, analizuje i tworzy schematy. Sprawia wrażenie, jakby każdą boiskową sytuację był w stanie opisać za pomocą matematycznego wzoru. Nawet jego podejście do przedmeczowych przygotowań robi wrażenie, zwłaszcza, że wielu trenerów - nawet tych z pierwszych stron gazet - niespecjalnie przejmuje się takimi drobnostkami. Kilka miesięcy temu Harry Redknapp, menedżer Tottenhamu Hotspur, w jednym z wywiadów dla brytyjskich mediów przyznał, że przed meczem mówi piłkarzom, by po prostu wyszli na boisko i grali w piłkę jak najlepiej. - To kwestia mentalności. Dobry piłkarz wie, co ma robić. Kiedy masz do dyspozycji Rafaela van der Vaarta, czy Garetha Bale'a, to nie musisz im tłumaczyć zbyt wiele. To świetni gracze. Ale gdyby z nimi popracować, może byliby jeszcze lepsi? Kto wie... - mówi w swoim stylu Unai Emery. Anglia, czyli pyk, pyk i dwa dni wolnego Metody sprawdzone w Primera Division nie zawsze sprawdzają się jednak w lidze angielskiej. Kiedy w sezonie 2007/8 wspomniany Tottenham prowadził inny hiszpański szkoleniowiec, Juande Ramos, "Koguty" walczyły o utrzymanie w Premier League. Na szkoleniowca spadła lawina krytyki i wkrótce na White Hart Lane zastąpił go... Redknapp. Wkrótce Tottenham zaczął grać coraz lepiej i w ciągu kilkunastu miesięcy drużyna zaczęła walczyć o awans do LM. - Trzeba pamiętać, gdzie się pracuje. Cesar Sanchez (obecnie bramkarz Valencii, który grał w Tottenhamie za kadencji Ramosa i Redknappa - przyp. red.) wspominał mi, że Ramos chciał zmienić zbyt wiele w zbyt krótkim czasie. To była kompletna zmiana mentalności, podejścia do piłki, a wszystko w ekspresowym tempie. Piłkarze za tym nie nadążyli. Zmiany trzeba wprowadzać powoli, krok po kroku - komentuje nieudaną angielską przygodę Ramosa Emery. - Kiedyś byłem na stażu w Aston Villi i oglądałem trening przeprowadzany przez Martina O'Neilla. To dopiero było zaskoczenie! "W porządku, pokopmy teraz piłkę, zagrajmy w 'dziadka', pyk, pyk i skończone. Potem macie dwa dni wolnego". O'Neill miał właśnie takie podejście - na wielkim luzie, bardzo bezpośrednie. Angielscy piłkarze to lubią - opowiada Emery. Benitez w wersji beta Wróćmy jednak do Hiszpanii. Tutaj sytuacja jest jasna. Najlepsi piłkarze i najlepsi trenerzy są w Barcelonie i Realu. Kilka lat temu liczyło się jeszcze Deportivo La Coruna, prowadzone przez Iruretę i Valencia Rafy Beniteza. Unai Emery często jest porównywany właśnie do tego ostatniego szkoleniowca. - Nie jesteśmy tacy sami, preferujemy inne style gry, ale w kwestii zaangażowania w pracę, użycia technologii i intensywności treningów rzeczywiście niczym się nie różnimy. Ani ja, ani Rafa nie jesteśmy trenerami, którzy przejdą się po boisku, zarządzą grę w "dziadka" i skończą trening - uśmiecha się Emery. Czy jeden z najzdolniejszych trenerów młodego pokolenia wierzy w to, że można pokonać dominujące w Primera Division Real Madryt i Barcelonę? - To bardzo trudne. Kiedyś te kluby kupowały tylko najlepszych hiszpańskich graczy i jednego-dwóch obcokrajowców, a teraz? Teraz mają światowe gwiazdy! Kiedy z nimi grasz, wiesz, że masz jakieś 20 procent szans na zwycięstwo. Oprócz tego musisz grać bardzo, bardzo dobrze - opowiada trener Valencii. Mecz rozegrany w głowie Pokonanie Barcy lub Realu to jednak nie tylko sprawa gry. Mecze z tymi wielkimi drużynami rozgrywają się przede wszystkim w głowach piłkarzy. Kiedy Valencia w siódmej kolejce tego sezonu grała z Barceloną na Camp Nou, do przerwy było 1-0 dla "Nietoperzy" z Mestalla. Emery: - Drużyna po prostu rosła w szatni, widziałem, że zawodnicy uwierzyli w to, że mogą wygrać. Wyszli jednak na drugą połowę za bardzo przekonani o swojej wielkości i... szybko stracili bramkę. Potem drugą i wszystko się posypało. Przy stanie 1-2 wiedzieliśmy już, że nie damy rady... Presja wyniku w najlepszych hiszpańskich klubach była i jest niewyobrażalna. Szefom Realu, Valencii, Barcelony, czy Atletico do niedawna wystarczyły dwie-trzy porażki z rzędu i zaczynała się dyskusja o zwolnieniu trenera. Albo po prostu szkoleniowiec bez zbędnych ceregieli wylatywał na bruk. Tak było do czasu pojawienia się w Hiszpanii Jose Mourinho. Portugalski szkoleniowiec, który za życia stał się legendą futbolu, wraz z nawykiem zwyciężania przywiódł za sobą do Madrytu monstrualnych rozmiarów ego. Mourinho nie boi się prezesów i dyrektorów sportowych, to on dyktuje warunki gry. Jeśli odejdzie, to z powodu własnej rezygnacji, samowolnie żaden prezes go nie wyrzuci. - Przybycie Mourinho do Madrytu wzmocniło pozycję trenerów w Hiszpanii. On ma dobrą i złą stronę i... zła przesłania dobrą, ale on i Pep Guardiola pokazali prezesom, że z trenerami trzeba się liczyć - mówi Unai Emery. Gotowy na wszystko Dla trenera Valencii wielki futbol to chleb powszedni. Jak sam mówi, przyzwyczaił się do presji i nauczył się z nią żyć. Przyznaje, że stara się odnaleźć równowagę pomiędzy presją kibiców, ocenami mediów i własnymi sądami. Zapytany o to, jakie cechy czynią trenera dobrym fachowcem, wypala jak z automatu: doświadczenie, wiedza i informacje. Czytanie, nauka, studia nad grą. Nie zamierza szybko skończyć swojej trenerskiej przygody. Ma dopiero 40 lat i całkiem niedawno wszedł do tej rwącej rzeki. Nie dał się zatopić. Jego Valencia we wtorek o 20.45 zagra w 1/8 finału Ligi Mistrzów z Schalke 04 Gelsenkirchen. Przeciwnik pewnie już od dawna jest prześwietlony, Emery nigdy nie pozwoliłby sobie na to, by coś przeoczyć. Czytaj inne teksty Bartka i dyskutuj z nim na blogu - Kliknij tutaj!