Biało-czerwoni w swym trzecim meczu na MŚ I Dywizji w Toruniu z faworyzowaną Ukrainą byli stroną przeważającą, ale w końcówce III tercji spartaczyli dugi okres gry w przewadze pięciu na trzech, później razili nieskutecznością w dogrywce i w końcu przegrali po rzutach karnych. Stracone dwa punkty znacząco zmniejszyły nasze szanse na awans do światowej elity. - Mieliśmy taką przewagę, że powinniśmy wygrać - powiedział po meczu szwedzki selekcjoner Polaków Peter Ekrtoh. Ekroth postarał się o też o wlanie optymizmu w serca hokeistów: - Nie ma jednak powodów, aby dziś umierać. Wciąż mamy szanse na awans! Mogę być tylko dumny z mojego zespołu. Zrobiliśmy, co było w naszej mocy - usprawiedliwiał podopiecznych. - Graliśmy świetnie w osłabieniu, ale powinniśmy wygrać w końcówce. Mieliśmy dużo czasu na strzelenie gola, grając w pięciu na trzech - przypominał. Ekroth miał pretensje do Ukraińców, że w kilku sytuacjach próbowali wymusić kary. - Najśmieszniejszą sytuacją z całego meczu było ukaranie naszego bramkarz za nurkowanie jednego z zawodników ukraińskich. Mam duży respekt dla rywali, ale takich zachowań nie potrafię zrozumieć - nie krył. Zupełnie innego zdania był trener Ukraińców - Oleksander Seukand: - Od wielu lat jestem w hokeju, ale to co pokazał dzisiaj sędzia, było dla mnie odkryciem - skwitował. Wielkim pechowcem meczu był bramkarz Orłów - Rafał Radziszewski. Przez 65 minut interweniował znakomicie, ale nie obronił żadnego z rzutów karnych, co się w hokeju rzadko zdarza. "Radzik" był wściekły po meczu. - W polskiej lidze nie ma zawodników, którzy tak znakomicie wykorzystują sytuacje sam na sam z bramkarzem - tłumaczył. Mirosław Ząbkiewicz, Toruń