Zwycięstwo tyszan z "Pasami" w Krakowie to chyba jednak największa niespodzianka pierwszej, choć nominalnie drugiej, kolejki Polskiej Ligi Hokejowej (pierwsza została przełożona z minionego piątku ze względu na mecz reprezentacji z młodzieżowym zapleczem Rosji). Zaskakujący może wydawać się także wynik w Jastrzębiu (JKH GKS - Naprzód Janów 8:0), ale tylko pozornie, bo jastrzębianie rządzili w tym roku na rynku transferowym, a Naprzód nie dość, że stracił "zaciąg oświęcimski", to jeszcze wycofał się z ligi, by kilka dni przed jej startem jednak wrócić do gry. Mimo porażki z tyszanami, trener "Pasów" Rudolf Rohaczek nie sprawiał wrażenia rozczarowanego. - Było dużo niecelnych podań, błędów w ataku i w obronie, a także kar. Ale to był pierwszy mecz, w którym graliśmy tym składem. Z czasem chłopaki zaczynali lepiej się rozumieć, ale bramki już padały. Przegraliśmy przez pierwszą tercję i początek drugiej. Później było już lepiej, ale nie daliśmy rady wyrównać - ocenił trener Cracovii. - Wygraliśmy, bo strzeliliśmy o jedną bramkę więcej - uciął szkoleniowiec GKS-u Jan Vavreczka. Ale nie tylko samą skutecznością tyszanie ograli mistrzów. Widać było po nich większe ogranie. - To prawda, że dawno nie graliśmy meczu, ale siedmiu zawodników pojechało na kadrę, dwóch miało kontuzje, a na dwie piątki nie było sensu grać - tłumaczył Rohaczek. Na tle próbujących odnaleźć się w nowych formacjach hokeistach "Pasów" tyszanie pokazali się z bardzo dobrej strony. Brylował zwłaszcza pierwszy atak Paciga - Parzyszek - Bacul. Kapitan GKS-u był najlepszym graczem na lodzie. Jego dwa szybkie gole ustawiły mecz. W drugiej tercji Cracovia podjęła walkę i po efektownej "solówce" Leszka Laszkiewicza zmniejszyła straty (2:3), ale tyszanie błyskawicznie odpowiedzieli golem Pacigi, przy którym asystował Parzyszek. - Bardzo się cieszę ze zwycięstwa. Mieliśmy więcej okazji do strzelenia goli, ale ważne są trzy punkty - "Adi" cieszył się po meczu. - To prawda, że przed sezonem o hokeju mówiło się głównie w kontekście problemów finansowych, ale gdy wychodzi się na lód walczyć, człowiek myśli tylko o grze. Nie jest tajemnicą, że klub ma wobec nas zaległości, ale mamy nadzieję, że pomoże nam miasto. Jeśli tak się nie stanie, to rzeczywiście może być ciężko. Adrian Parzyszek nie ma wątpliwości kto w tym roku zdobędzie mistrzostwo. - Jesteśmy na to w pełni przygotowani - zapewniał, a wymienianie potencjalnych rywali w finale zaczął od Zagłębia Sosnowiec. - Mają mocny skład. Wiadomo, liczyć będzie się też Cracovia. Nigdy nie można przekreślać Podhala, zwłaszcza, że może się jeszcze wzmocnić.