Wygląda to trochę złudnie: Barcelona ma aż 9 pkt więcej od Sevilli, bo z Xerez zagrała awansem, ale przecież zaledwie sześć dni temu kolejność w tabeli mogła być odwrotna. Piłkarze Manolo Jimeneza nawoływali się wtedy do wykorzystania Gran Derbi, wystarczyło pokonać na Sanchez Pizjuan ostatnią Malagę, by po starciu wagi ciężkiej na Camp Nou znaleźć się na drugim miejscu rozdzielając wielką parę. Dwa remisy sprawiły, że "trzecia siła" utknęła jak pociąg na bocznicy. Obudziło się Atletico (dwa kolejne zwycięstwa), ale oni nikogo nie goni, tylko ucieka od strefy spadkowej. Teraz w centrum uwagi jest Valencia, choć dziś czeka ją potwornie trudny mecz w Bilbao, który musi wygrać, by za tydzień w hicie z Realem na Mestalla zaatakować jego pozycję. Wczoraj Królewscy w dramatycznych okolicznościach uratowali zwycięstwo nad Almerią, ale stracili Ronaldo. Dopiero za tydzień dowiemy się więc, czy Real więcej wygrał, czy przegrał. "Zdolny do wszystkiego, co najlepsze i najgorsze" - napisała "Marca" komentując występ najdroższego piłkarza świata z drużyną byłej legendy klubu Hugo Sancheza. 20 minut przed końcem wyglądało to sensacyjnie, bo Kalu Uche zdobył gola na 2:1. Najpierw jednak Real pomógł sobie sam (bramka Higuaina), potem pomógł mu sędzia (gol Benzemy - dobitka źle wykonanego karnego Ronaldo po fikcyjnym faulu na Ronaldo), na koniec Portugalczyk, którego na boisku było wszędzie pełno, zdobył jeszcze czwartą bramkę. Właściwie to mógł być happy end, gdyby nie czerwona kartka dla Ronaldo - pierwsza żółta za zerwanie z siebie koszulki przy świętowaniu, druga za faul. Messiego w La Corunii wszędzie pełno nie było. Nie musiał nawet zagrać wielkiego meczu, wystarczyło, że zdobył gole rozstrzygające pojedynek z piątą siłą (Deportivo). Barca też męczyła się do 70. min, kiedy Guardiola zdecydował, że siłę ataku osłabia mu Thierry Henry. Po dziesięciu minutach na boisku Pedro miał asystę, a najlepszy piłkarz świata znów zdobył ważną bramkę strzałem głową. Swoje trafienie zaliczył też Ibrahimovic, by nie odstępować Villi na krok w walce o Pichichi. Barcelona, która przed tygodniem zdradzała oznaki zmęczenia, wygląda dziś na ekspres mknący w tempie dostępnym dla wybranych. Kto to wytrzyma? Za tydzień może być ciekawiej, bo na Camp Nou przyjeżdża Espanyol, który ostatnie wyjazdowe derby wygrał. Czekał na to jednak 26 lat. POROZMAWIAJ Z DARKIEM WOŁOWSKIM NA JEGO BLOGU! Zobacz także Ronaldo nie strzelił karnego i wyleciał z boiska Dwa razy Messi, raz Ibra. Barca zdobyła La Corunię!