W przydatność środkowego pomocnika do drużyny Legii powątpiewał nawet trener Jan Urban. Po zakończeniu rundy jesiennej przyznawał, że jego zawodnik ma poważne problemy z opanowaniem nerwów - czytamy w "Polska The Times". Wielki talent został czasowo przysłonięty przez nerwy. Bo Giza to tykająca bomba zegarowa. Nigdy nie wiadomo, czy wybuch okaże się eksplozją talentu, czy dla odmiany stresu. W przerwie zimowej w Legii zaczęto się nawet zastanawiać, czy gracz nie powinien zostać oddany do innego klubu. "Giza nie radził sobie z presją. Na murawę wychodził zdenerwowany, popełniał proste błędy. Nie wiem, czy uda mu się jeszcze odbudować. Ale jeśli tak, będzie z niego kawał grajka. Ma na to papiery" - mówił szkoleniowiec warszawskiego zespołu. Postanowił jednak dać Gizie kolejną szansę. Były gracz Cracovii solidnie przepracował dwa zimowe obozy przygotowawcze: w Hiszpanii i Niemczech. Na treningach prezentował się świetnie. Podczas zajęć koledzy nie mogli wyjść z podziwu, jak uderzeniem z przewrotki strzelił piękną bramkę. W sparingach też spisywał się nie gorzej niż Maciej Iwański i Roger. Urban zaryzykował i w pierwszych dwóch kolejkach wystawił Gizę w pierwszej jedenastce. I się nie zawiódł.