Żyjąc we Włoszech na każdym kroku mogłem podkreślać, że jestem Polakiem jak nasz Ojciec Święty. Czy Jan Paweł II miał coś wspólnego z piłką nożną? Nie wiem, choć Joaquin Navarro-Valls (rzecznik prasowy Watykanu) mówi, że papież pytał się czasami o wyniki Romy. Chciałem opowiedzieć przy okazji Świąt Wielkanocnych "piłkarskie" zdarzenie, które wydarzyło się w 1982 roku z udziałem naszego Karola Wojtyły. Przed wyjazdem na mistrzostwa świata do Hiszpanii nie mieliśmy większego pojęcia o naszej formie, graliśmy dobrze, ale często między sobą. Spotkań międzypaństwowych przed wyjazdem do Hiszpanii nie było, gdyż bojkotowano drużynę z kraju, gdzie nie ma demokracji, gdzie był stan wojenny itd. itd. Udając się do Hiszpanii zagościliśmy także w watykańskich pałacach. Piękne wspomnienie: papież, ksiądz Stanisław Dziwisz (tak go wtedy nazywano), cała nasza drużyna. Wizyta niezapomniana, przyjemna, która wywarła wrażenie. Na koniec wręczamy papieżowi kilka upominków. Piłkę z podpisami, koszulkę z jego nazwiskiem, a mnie, który nigdy nie potrafił być cicho wyrywa się zwykłe: - Drogi papieżu! W dniu meczu niech się Ojciec Święty za nas pomodli. Papież spojrzał na mnie i z wielkim spokojem odpowiedział: - Pan Bóg z piłką nie ma nic wspólnego. Uśmiechnęliśmy się wzajemnie i sprawę uważałem za zakończoną. Ba, natychmiast o tym zapomniałem. Jak było na mistrzostwach świata, wszyscy pamiętacie. Trzecie miejsce, po pięknym zwycięstwie nad Francją 3-2. Sukces wielki, niesamowity! Taki, jaki osiągnęła drużyna Kazimierza Górskiego, choć było mniej sław. Wygrali Włosi. Tuż po mistrzostwach świata przeszedłem do Juventusu. Drużyna Fiata z sześcioma mistrzami świata. Dino Zoff, Paolo Rossi, Marco Tardelli, Claudio Gentile, Gaetano Scirea, Antonio Cabrini plus Michel Platini i Boniek. Wielki Avvocato Agnelli - szef Fiata i Juventusu zaaranżował wielką prywatną audiencję u papieża przed rozpoczęciem rozgrywek. Pompa niesamowita, podniecenie, wielkie osobistości! Ja na sali schowałem się nieco z tyłu, aby nie przeszkadzać włoskim kolegom i mistrzom świata zarazem w ceremonii. W pierwszym rzędzie właściciel Fiata, prezes Juventusu - Giampiero Boniperti i wielki Giovanni Trapattoni. Otwierają się drzwi, wchodzi papież ze swoją świtą, a jeden z duchownych (nie pamiętam kto to był) pyta: - "Dove Boniek?" Co po polsku znaczy: "Gdzie jest Boniek?" Zrobiłem się czerwony, przepłoszony, słaba znajomość języka włoskiego jeszcze bardziej podcięła mi nogi. "Sono qua" - jestem tutaj - odpowiedziałem. Ksiądz zachęcająco kiwnął ręką, abym podszedł do papieża. Ojciec Święty wziął mnie za rękę, lekko uśmiechnął się i szepnął do mnie: "Gdybym wiedział, że będziemy trzecią drużyną na świecie, to bym powiedział wtedy, że się za was pomodlę." Nigdy w życiu nie było mi tak przyjemnie, jak wtedy. Wesołych i zdrowych Świąt Wielkanocnych! <a href="http://zbigniewboniek.blog.interia.pl/?id=1869519">Zobacz tekst na blogu i dyskutuj z autorem!</a> <a href="http://sport.interia.pl/felietony/boniek">Zobacz wcześniejsze felietony Zbigniewa Bońka!</a> ----- Zbigniew Boniek nawiązał współpracę z INTERIA.PL. Pisze u nas felietony, a także prowadzi swojego bloga "Spojrzenie z boku Zibiego". Zapraszamy do lektury! Kolejne teksty Zibiego już niebawem! Autor zainspirował INTERIA.PL do finansowego wspierania Bydgoskiego Zespołu Placówek Wychowawczych z ul. Stolarskiej 2.