INTERIA.PL: Od piątku do niedzieli przebywaliście na zgrupowaniu w Kijowie. Jak dowiedzieliście się o tragedii smoleńskiej, w której straciliśmy 96 wybitnych Polaków na czele z Prezydentem RP Lechem Kaczyńskim? Wiktor Pysz, selekcjoner reprezentacji Polski w hokeju na lodzie: - Tuż przed meczem rozdzwoniły się telefony z Polski, dostawaliśmy sms-y. Wydało mi się to podejrzane, bałem się, że coś się stało, ale nie spodziewałem, że doszło do aż tak dużej tragedii. Dosłownie chwilę po tym wychodziliśmy na lód i choć nie były to jeszcze potwierdzone informacje o śmierci Prezydenta Kaczyńskiego i tylu wspaniałych Polaków, mecz rozpoczął się od minuty ciszy, zrezygnowano także z muzycznej oprawy meczowej. Wróćmy do hokeja, po sromotnej piątkowej porażce 1-5, w sobotę przegraliście z Ukraińcami 1-2. Jakie wnioski po tym dwumeczu? - Jest iskierka nadziei. Lepiej wytrzymaliśmy trudy dwumeczu niż rywal. Ten drugi mecz mieliśmy właściwie wygrany. Zmarnowaliśmy tyle sytuacji, były słupki i poprzeczki. Oni się tylko bronili, wybijali, kompletnie opadli z sił. Nie martwi pana dyspozycja strzelecka zespołu? Strzeliliśmy Ukraińcom dwie bramki, obie autorstwa Leszka Laszkiewicza. Reszta drużyny była nieskuteczna. - Trochę jest to niepokojące zjawisko, ale w tym tygodniu chłopcy złapią świeżość, a z nią nadejdzie szybkość - jazdy, podejmowania decyzji, oddawania strzałów. Tak to zostało zaplanowane. Jedyne, co mnie naprawdę martwi, to ciągle pogarszająca się sytuacja z obroną. Nasza defensywa nie dość, że już jest młoda i eksperymentalna, to straciła jeszcze jednego z nielicznych doświadczonych defensorów - Mariusza Dulębę. W połowie pierwszej tercji drugiego meczu doznał kontuzji barku, która wyklucza go z wyjazdu na mistrzostwa. Jak zamierzacie to zrobić? - Większy ciężar, większa będzie spoczywał na napastnikach. Oni muszą grać i w obronie, i w ataku. Selekcja została już zakończona? - Nie, w poniedziałek mieliśmy wolne, we wtorek spotykamy się na treningach w Sosnowcu i dopiero w środę po popołudniowych zajęciach ogłoszę ostateczną kadrę. Chce pan utrzymać wszystkich w pełnym pogotowiu? - Tak, ale czekam też do ostatniej chwili po to, by mieć klarowną sytuację zdrowotną. Na dzisiaj wiadomo tyle, że straciliśmy Dulębę, ale odzyskaliśmy Tomka Proszkiewicza, który z powodu kontuzji nie pojechał z nami na Ukrainę. Rozmawiałem z nim dzisiaj. Okazuje się, że mięsień czworogłowy był tylko stłuczony i Tomek jest już w pełnej dyspozycji. Jak wypadki na Ukrainie bramkarze? - W piątek Kosowski z Odrobnym bronili po połowie. Całe drugie spotkanie należało do Krzyśka Zborowskiego, który pokazał, że jest w dobrej formie i powinien ją utrzymać. Zresztą nasz plan treningowy jest tak skonstruowany, że mogę powiedzieć, iż na pewno Krzysiek formę utrzyma. Nie ma zagrożenia, że będzie zmęczony po uciążliwym szczególnie dla niego sezonie? Przecież w Podhalu nie miał wartościowego zmiennika, spędził na lodzie masę minut, obronił grad strzałów. - Nie ma takich obaw. Po zdobyciu mistrzostwa Polski Krzysiek miał osiem dni przerwy, a to dużo dla hokeisty. W tym czasie zeszło z niego przede wszystkim obciążenie psychiczne. Ono jeszcze bardziej wyczerpuje, niż to fizyczne. W Sanoku pracował spokojnie, z zapałem. Takie zgrupowanie to odmiana, coś zupełnie innego od klubowej rzeczywistości. Ataki klubowe zostaną? -Tak, taktyka była ćwiczona właśnie pod nie. Tu już roszad nie przewiduję, poza powrotem Proszkiewicza i skreśleniem Marcina Jarosa, o czym zadecydowały względy poza sportowe. W tej sytuacji zastanawiam się nad zabraniem utalentowanego Arona Chmielewskiego. Na mistrzostwa zabierze pan siedmiu obrońców i 13 napastników? - Tak. I zagramy na cztery ataki i trzy rotujące między nimi obrony? - Nie, będziemy mieli cztery pełne "piątki". Po prostu jeden z napastników będzie wskakiwał do defensywy i tak powstanie czwarta para. Od niedzieli pracujemy nad tymi wariantami. Jarosław Różański ma doświadczenie długoletniej gry w obronie. - Tak, ale ja potrzebuję szybszych napastników w obronie, by byli takimi włączającymi się do ataków obrońcami, jak np. piłkarz Barcelony - Dani Alves. Kandydaci? - Laszkiewicz, Kolusz, Proszkiewicz. Wytrzymają grę z podwójnym obciążeniem? - Profesjonaliści powinni wytrzymać na lodzie nawet 30 i 40 minut w meczu. Tak jak na ostatniej olimpiadzie obrońca USA - Brian Rafalski, który w decydujących meczach prawie nie zjeżdżał z lodu. Kiedy lecicie do Lublany? - Jedziemy, a nie lecimy. W środę wieczorem, po popołudniowym treningu. W czwartek rano będziemy na miejscu, a wieczorem już tam trenujemy. Dlaczego nie lecicie? - Z powodu remontu lotniska w Lublanie podróż samolotem byłaby dla nas bardziej uciążliwa, niż autokarem. Musielibyśmy najpierw jechać do Warszawy, później lecieć do Wiednia, a stamtąd do Zagrzebia i ze stolicy Chorwacji autokarem znowu do Lublany. Na dodatek nasze torby ze sprzętem musiałyby podróżować oddzielnie busem. Dlatego bez problemów wsiądziemy w autokar i nocą dotrzemy do stolicy Słowenii. Rozmawiał: Michał Białoński Czytaj również: Orły przed MŚ: Czekając na cud MŚ w telewizji, czyli wszystkie mecze Polaków na żywo!