Celem kadry Pawła Janasa są przecież mecze na mundialu, a towarzyskie spotkania są tylko trochę bardziej poważniejszymi treningami z aktywnym udziałem rywala. Sobotni sparing w Wolsburgu pokazał jednak trzy elementy w grze, które natychmiast trzeba poprawić oraz trzy inne, z których możemy być zadowoleni. Do poprawy Stałe fragmenty gry to najsilniejsza broń Niemców, którzy dwie z trzech bramek strzelonych Kolumbii zdobyli właśnie po rzutach wolnych. W sobotę nasi piłkarze przy stałych fragmentach gry Chorwatów zachowywali się bardzo chaotycznie i gdyby nie Artur Boruc, na pewno rywale strzeliliby nam kilka bramek. Podczas najbliższych treningów w Barsinghausen sztab szkoleniowy reprezentacji powinien poćwiczyć z piłkarzami zachowanie we własnym polu karnym po rzutach wolnych i różnych egzekwowanych z bocznych sektorów boiska. Formacja defensywna miała być mocną stroną biało-czerwonych, a tymczasem wygląda ona bardzo słabo. W Wolfsburgu Chorwaci z dziecinną łatwością dogrywali prostopadłe piłki do swoich napastników, którzy stwarzali zagrożenie pod bramką Boruca. Chyba najgorzej w obrębie własnego pola karnego wypadł w sobotę Mariusz Jop, który jakby nie nadążał za szybkimi napastnikami i nie potrafił dobrze ustawić się przy akcjach rywala. Gra bloku obronnego to kolejne (pilne) zadanie do poprawki podczas najbliższych treningów. Gra skrzydłami była w eliminacjach do MŚ groźną bronią Polaków. Często po szarżach Jacka Krzynówka lub Kamila Kosowskiego padały bramki, które otwierały nam drzwi do niemieckiego mundialu. W sobotę akcji ofensywnych w bocznych sektorach boiska było jak na lekarstwo. Mirosław Szymkowiak za często kierował grę środkiem i podobnie jak w marcu w spotkaniu z USA nie zauważał bocznych pomocników. Co ciekawe na treningach, które obserwowałem jeszcze w Polsce, piłkarze ćwiczyli szybkie akcje skrzydłami oraz dośrodkowania, które napastnicy kończyli strzałami na bramkę. Widać, że podczas meczu zawodnicy zapominają o tym, czego uczą się na treningach. W myśl tej łacińskiej repetitio mater studiorum est (z łac. - istotą procesu uczenia się jest powtarzanie) naukę gry skrzydłami trzeba wciąż powtarzać aż do perfekcji. Plusy Mamy bramkarza do wyjściowej jedenastki na mecz z Ekwadorem. Dobry, choć również trochę szczęśliwy występ Artura Boruca w Wolsburgu dał mu już chyba pozycję pierwszego bramkarza. W sobotę golkiper Celtiku imponował refleksem oraz rozwagą. Widać było po nim, że jest skoncentrowany na meczu, że nie myśli o sprawach, które toczą się poza stadionem. Kłopoty Boruca z koncentracją chyba zostały już przezwyciężone, ale gdyby Paweł Janas już ogłosił na kogo postawi w bramce w meczu z Ekwadorem, to Artur mógłby koncentrować się już tylko na grze, a nie na walce o prymat wśród bramkarzy. Ebi Smolarek to dziś nasza najmocniejsza broń w ofensywie. Na jego grę patrzy się z przyjemnością: ma świetny drybling, przegląd pola oraz snajperskiego nosa w polu karnym. Mimo tylko 172 cm wzrostu to właśnie on najwyżej wyskoczył w polu bramkowym po rzucie rożnym i głową skierował piłkę do bramki. Dla mnie Ebi to zdecydowanie najjaśniejsza postać w kadrze Janasa, a trener może mieć tylko jeden dylemat - gdzie go ustawić na boisku, czy na prawym skrzydle, czy też w ataku? Ja na miejscu Janasa desygnowałbym Ebiego do gry w napadzie, bo Maciej Żurawski ostatni raz zdobył bramkę w reprezentacji 7 września 2005 roku w meczu z Walią... Defensywni pomocnicy przy grze pięcioma zawodnikami w środkowej formacji pokazali się w sobotę z dobrej strony. Mnie podobał się zwłaszcza Radosław Sobolewski, który oprócz zadań destrukcyjnych potrafił również zainicjować akcje ofensywne. W meczu z Chorwacją Sobolewski popisał się dwoma kapitalnymi, prostopadłymi podaniami do Macieja Żurawskiego i nie miałbym nic przeciwko temu, żeby jak najczęściej próbował rozgrywać akcje biało-czerwonych. W Wolfsburgu nie zawiódł też Arkadiusz Radomski i akurat o pozycję defensywnego pomocnika możemy być spokojni. Andrzej Łukaszewicz