"Nie podejmę żadnych dramatycznych decyzji - to przecież tylko sport. Zamieniłabym medal mistrzostw świata, na medal olimpijski, ale tak się nie da. Trzeba trenować dalej - przed nami igrzyska w Londynie. Trenera na pewno nie zwolnię - to szybciej on mnie by chyba zwolnił" - powiedziała żartem zawodniczka AZS AWF Warszawa. "Czy jestem zadowolona z występu? Myślę, że pół na pół. Cieszy finał olimpijski, ale wykonana praca wskazywała, że medal był w zasięgu. Fakt, że pobiegłam najszybciej w roku niewiele zmienia. Gdyby piąte miejsce dało mi rekord życiowy - byłabym bardzo szczęśliwa. Niestety, nie udało się. Paweł wierzył we mnie i mówił, że stać mnie na świetny rezultat" - dodała już na poważnie. Jesień nie chciała na gorąco oceniać swojego startu. Mimo awansu do finału z czwartym wynikiem, startowała na najbardziej skrajnym, dziewiątym torze. "Muszę zobaczyć jak rozłożyłam bieg, czy nie był za wolny początek. Najgorsze jest to, że pechowo przypadł mi dziewiąty tor - dopiero po ośmiu płotkach zobaczyłam rywalki i było za późno, żeby przyspieszać. Nie zwalam jednak na to winy - trzeba umieć biegać po każdym torze" - wyjaśniła zawodniczka. Przy okazji przyznała, że w treningach zwykle nie umieszcza elementu startu na zewnętrznej części bieżni. "Byłam trochę zaskoczona, że muszę biegać na ostatnim torze. Przeważnie losuje się je parami, w kolejności uzyskanego czasu w półfinale. Tu było inaczej. W ciągu ostatnich pięciu lat na dużej imprezie to mi się nie zdarzyło" - dodała. Jesień była jedyną medalistką mistrzostwa świata z Japonii na pekińskiej bieżni. Mimo tego kilka rywalek legitymowało się przed startem lepszym czasem sezonu. "Fakt, że byłam jedyną lekkoatletką z podium w Osace nie oznaczał, że dostanę złoty medal. Do zawodów przygotowywałam się w taki sam sposób jak przed mistrzostwami świata. Na ostatnim sprawdzianie biegałam szybciej niż przed rokiem, więc nastrajało mnie to optymistycznie - wydawało się, że stać mnie na życiówkę" - oceniła. Anna Jesień wystartowała zaledwie kilka minut po fenomenalnym sprincie Jamajczyka Usaina Bolta, który pobił jeden z najbardziej "wyśrubowanych" rekordów świata. Dystans 200 m pokonał w 19,30. Poprzedni należał od 1996 roku (Atlanta) do Amerykanina Michaela Johnsona - 19,32. "Wiedziałam, co chwilę wcześniej uczynił Bolt, ale na mój występ nie miało to wpływu. Byłam skoncentrowana wyłącznie na sobie" - podkreśliła zawodniczka z Sokołowa Podlaskiego.