Pod znakiem zapytania stoi jego udział w zgrupowaniach kadry w Karpaczu i Cetniewie oraz wyjazd na mistrzostwa Europy w Rotterdamie (16-23 października). Powodem są poważne problemy zdrowotne szkoleniowca. "Podczas pierwszego obozu w Cetniewie, wspólnie z innymi szkoleniowcami, przeprowadziliśmy test Coopera. Jedna z zawodniczek, wbrew ustaleniom, biegła ze słuchawkami. Nie usłyszała komendy +stop+, dlatego jako najbliżej stojący chciałem do niej podbiec. Niestety, w ferworze emocji całkowicie zapomniałem o płotku i rowie z wodą na bieżni. Zagapiłem się, wpadłem na niego i uszkodziłem nogę. Łydka mnie bolała, jednak dopiero gdy się poczułem bardzo źle, udałem się do lekarza w rodzinnym Świeciu. Okazało się, że sytuacja jest gorzej niż dramatyczna, miałem zakrzepy, które mogły doprowadzić do śmierci. Chodziło o płuca i serce" - powiedział Piotrowski. Selekcjoner kadry biało-czerwonych jest pod stałą opieką lekarzy, nie wiadomo, czy będzie uczestniczył w ostatnich zgrupowaniach (w piątek rozpoczyna się w Karpaczu) i pojedzie na ME do Holandii. "Nie biorę pod uwagę możliwości rezygnacji z pracy w boksie. Niewiele zabrakło do tragedii, ale dostałem drugie życie i chcę je wykorzystać dla rodziny i sportu. Ze względu na zakrzepicę, co trzy dni mam badaną krew, otrzymuję tabletki na rozrzedzenie, natomiast odstawiłem zastrzyki. Zobaczymy, jak zareaguje mój organizm. Strasznie ciągnie mnie na salę treningową, dziewczyny dzwonią i pytają, kiedy wrócę. Na razie zajęcia będą prowadzić asystenci: Marek Węgierski i Krzysztof Kucharzewski. Ale ja nie mogę usiedzieć w domu, po wyjściu ze szpitala byłem chwilę i zaraz pojechałem na obóz do Wałcza. Dobrze, że mam samochód z automatyczną skrzynię biegów, inaczej nie byłoby mowy o podróżach" - stwierdził. Piotrowski prowadzi żeńską kadrą od dziesięciu lat. Pod jego wodzą Polki regularnie zdobywają medale MŚ i ME, a Karolina Michalczuk należy do faworytek turnieju olimpijskiego w Londynie.