Po piątkowym remisie ze Szwedami pozostał niedosyt, bo Polacy słabo rozegrali ostatnią akcję. Mieli na nią 30 sekund, a pięć sekund przed końcem Karola Bieleckiego obronił Peter Gentzel. Sytuacja w grupie jest bardzo ciekawa, bo nadal nie wiadomo kto wywalczy awans. Dzisiejszy mecz Szwedów z Argentyną niewiele wyjaśni, bo niemal pewne jest że "Trzy Korony" wygrają i będą mieć trzy punkty. Dlatego kluczem do awansu jest pokonanie Islandii, ale dokładnie to samo wiedzą nasi rywale. - To będzie mecz o wszystko, zarówno dla nas jak i dla nich. Ale my przez 60 minut będziemy mieć za sobą naszych kibiców - podkreśla trener Polaków Bogdan Wenta. - Przy takiej publiczności jeszcze w Polsce nie graliśmy - zauważał kapitan polskiej siódemki Grzegorz Tkaczyk. I nie chodzi tylko o liczbę kibiców, ale przede wszystkim o to, że od pierwszej do ostatniej minuty stworzyli w Hali Ludowej świetną atmosferę, co chwalił także szwedzki rozgrywający Dalibor Doder: - Atmosfera była wspaniała, przy takiej publiczności chce się grać, sprzyja walce. Trener Wenta myśli jednak o sobotnim wieczorze. - Musimy zrobić jeszcze raz to samo, co ze Szwecją. Tylko trzeba zdobyć o jedną bramkę więcej - mówi i zaznacza, że większych uwag do swoich zawodników mieć nie będzie, bo - zwłaszcza w obronie - dali z siebie wszystko. Z pewnością wiele elementów gry mogło wyglądać lepiej. Słabo spisywali się skrzydłowi. Mariusz Jurasik oddał pięć rzutów, nie trafił ani razu, a w tym zmarnował dwie kontry. Jego zmiennik Paweł Piwko był kompletnie niewidoczny. Więcej można się było spodziewać po prawoskrzydłowym Tomaszu Tłuczyńskim. Zdobył co prawda 4 gole, ale trzy z karnych, a ze swojej pozycji trafił tylko raz. Jego zmiennik Rafał Gliński nie pojawił się na boisku. Pamiętać jednak należy, że graliśmy przeciwko jednej z najlepszych drużyn świata, która wysoko zawiesiła poprzeczkę. Na tym tle klasą dla siebie był Bartosz Jurecki, który wykorzystał 9 z 10 rzutów, co jest wynikiem rewelacyjnym. Błysnął Karol Bielecki, bardzo dobrze spisywali się bramkarze, a zgłoszenie do turnieju Marcina Wicharego z Wisły Płock okazało się strzałem w dziesiątkę. To on w kluczowych momentach swoimi interwencjami podrywał zespół, choć grał niewiele ponad 11 minut. W szwedzkim zespole największe pretensje trenerzy mogą mieć do swojej największej gwiazdy - Kima Anderssona. Rozgrywający THW Kiel miał koszmarne statystyki, które będą trudne do pobicia. Aż dziesięć razy rzucał na Polską bramkę, ale nie zdobył ani jednego gola. Nie tylko "leczyli" go nasi bramkarze, ale też fatalnie pudłował. Dziś Polacy muszą zagrać co najmniej tak samo dobrze, jak w piątek. Stać ich na to z pewnością. Trener Wenta zapewnia, że fizycznie są bardzo dobrze przygotowani i nawet morderczy wczorajszy bój nie pozbawił ich sił. Ważna będzie strona psychiczna meczu. - Obciążenie będzie większe, dużo trudniejsze - ostrzega Wenta. Ale Polacy już wiele razy udowadniali, że potrafią wytrzymać presję. A ta będzie na nich dzisiaj ogromna, bo każde niepowodzenie może jeśli jeszcze nie przekreślić, to głęboko schować szansę na olimpijski awans. Leszek Salva, Wrocław