Ciężko znaleźć osobę, która wątpiła w krążek dwukrotnej mistrzyni świata. Niewielu jest takich, którzy nie wierzą w jej złoto. Zarówno zawodniczka, jak i jej trener, wypowiadają się jednak ostrożnie. Wierietielny zapewnia, że nikogo się nie boją, ale jest kilka rywalek, które mogą im pokrzyżować plany. Wśród najgroźniejszych wymienia Norweżkę Marit Bjoergen, Finkę Aino-Kaisę Saarinen, Włoszkę Mariannę Longę i Estonkę Kristinę Smigun-Vaehi. Trasa została podzielona na czerwoną i niebieską pętlę. Każda z nich liczy pięć kilometrów. Bieg rozpocznie się od czerwonej, zakończy na niebieskiej. - To dla Justyny gorzej. Na pierwszej są podbiegi, na drugiej ich praktycznie nie ma. Będzie jednak walczyć na każdej trasie. Jeśli nic niespodziewanego się nie stanie, to bieg tak naprawdę zacznie się po 25 km - powiedział Wierietielny. - Nie będzie łatwo. Na pewno trzeba będzie pójść "w trupa". Czy zatem zadaniem Justyny będzie jak najszybsze zmęczenie przeciwniczek? "A co będzie, jak to one ją zmęczą? - zapytał trener - Jest dobrze przygotowana, ale te igrzyska już trochę trwają. Nie chcę wróżyć i przepowiadać, bo wszystko może się wydarzyć". Również Kowalczyk nie chce niczego obiecywać, ale zapowiada walkę. - Postaram się na zjazdach trochę lepiej zaprezentować. Zobaczymy jak będzie. Jeśli nartki będą dobrze pracowały i ja się będę dobrze czuła, to na pewno będziemy walczyć bardzo mocno - powiedziała. - Niestety tak to wszystko jest poukładane, że ta najsłabsza pętla jest na metę. Ale mam przecież całe 25 kilometrów po to, by, jak będzie zdrowie, wyrobić sobie dobrą pozycję na te ostatnie pięć kilometrów - dodała. Zaznaczyła jednocześnie, że nie ma zamiaru tutaj nikogo zamęczać, czy od początku uciekać. - Już to robiłam na biegu łączonym, bo taką miałam taktykę i nic innego zrobić nie mogłam. Tutaj mam zamiar być jak najwyżej na mecie - oznajmiła. Start biegu na 30 km zaplanowano na 20.45 czasu polskiego. Marta Pietrewicz, Whistler